Jeszcze raz okazało się, że w polityce nie ma rzeczy niemożliwych. Gdy w grę wchodzą duże pieniądze, trwałe wydawałoby się sojusze czy antagonizmy schodzą na plan dalszy. Modelowym wręcz przykładem na poparcie tej tezy są ostatnie wydarzenia z udziałem Turcji i Iraku.

Jak wiadomo, Turcja od wielu lat zwalcza separatyzm kurdyjski w swoim kraju. Do niedawna sojusznikiem w tej walce był Irak, gdyż władze tego kraju także były zaniepokojone rosnącymi tendencjami separatystycznymi własnej społeczności kurdyjskiej. Po wojnie w Iraku, północne kurdyjskie prowincje tego kraju uzyskały daleko idącą autonomię, wraz z prawem tworzenia własnego rządu. Wraz ze słabnięciem władzy centralnej w Bagdadzie, władze autonomicznego Kurdystanu poczynały sobie coraz śmielej…szukając oparcia w Turcji. Dowodem niezależności Kurdystanu jest decyzja o podjęciu na własną rękę eksportu ropy naftowej. Przy współudziale Turcji władze kurdyjskie zbudowały ropociąg prowadzący do tureckiego portu Ceyhan. W tych dniach popłynęła nim pierwsza partia ropy naftowej (około miliona baryłek), która została wyeksportowana do Europy Zachodniej.

Na taki stan rzeczy gwałtownie zareagował Bagdad, który do tej pory kontrolował wszystkie ropociągi w kraju, a tym samym eksport ropy naftowej mógł się odbywać tylko za zgodą władz centralnych. Irackie władze zapowiedziały wystąpienie przeciwko Turcji do Międzynarodowej Izby Handlowej w Paryżu z wnioskiem o arbitraż. Według Irakijczyków, udział Turcji w budowie ropociągu na terenach kurdyjskich oraz pomoc w eksporcie ropy naftowej bez zgody irackiego Ministerstwa ds Ropy Naftowej stanowi naruszenie traktatu pomiędzy oboma krajami.

Decyzja władz autonomicznego regionu Kurdystanu wpisuje się w szerszy kontekst sytuacji politycznej w regionie. Eksport ropy naftowej przynosi irackiemu budżetowi 95% jego dochodów. Kurdowie uważają, że środki z budżetu centralnego nie są reinwestowane na tych terenach w kwocie proporcjonalnej do podatków ściąganych w Kurdystanie. W oficjalnym stanowisku, przedstawiciele rządu Kurdystanu stwierdzili, że wszelkie dochody uzyskane przez nich z samodzielnego eksportu ropy naftowej zostaną wliczone w poczet zobowiązań dla rządu centralnego. W zamyśle, posunięcie to ma zwiększyć środki przeznaczone na rozwój prowincji, bez pośrednictwa budżetu centralnego.

Polityka Kurdystanu rodzi kolejne niebezpieczeństwo związane ze stabilnością polityczną w tym regionie świata. Zgoda Bagdadu na prowadzenie własnej polityki gospodarczej (szczególnie handlu zagranicznego) i uniezależnienie się od budżetu centralnego oznaczać będzie de facto początek drogi Kurdystanu do niepodległości. Czy Turcja ma w tym jakiś interes? Być może chodzi o to, aby w pokojowy sposób „pozbyć się” własnej mniejszości kurdyjskiej, która w chwili powstania niepodległego Kurdystanu (na terenie dzisiejszego Iraku) chętnie wyemigruje. Kalkulacje Ankary mogą się jednak okazać zgubne. Łatwo wyobrazić sobie scenariusz, że tureccy Kurdowie wcale nie będą chcieć emigrować, ale będą dążyć do powiększenie terytorium Kurdystanu o zamieszkałe przez siebie tureckie prowincje. Czy obserwujemy właśnie tworzenie się zarzewia kolejnego konfliktu?