Na tle wielu innych krajów afrykańskich, Zimbabwe przez wiele lat wydawało się posiadać stosunkowo stabilną sytuację gospodarczą. Rządzącemu twardą ręką prezydentowi Robertowi Mugabe udawało się utrzymywać kraj z dala od negatywnych wpływów płynących z niestabilnego otoczenia zewnętrznego. W ostatnich latach sytuacja zaczęła się jednak zmieniać, a widoczną oznaką kłopotów gospodarczych kraju jest obecna struktura wydatków publicznych państwa.

Wydatki budżetowe Zimbabwe aż w 97% przeznaczane są na pensje dla sektora publicznego. Oznacza to, że zaledwie 3% dochodów budżetowych państwo może przeznaczać na inne cele np. inwestycje czy badania. Taka sytuacja jest oczywiście na dłuższą metę nie do przyjęcia i władze Zimbabwe dobrze to rozumieją. Już w ubiegłym roku tamtejszy minister finansów Patrick Chinamasa zaproponował, aby zredukować zatrudnienie w administracji o 25 tysięcy pracowników, co jednak nie spotkało się ze zrozumieniem innych członków rządu i w efekcie pomysł zarzucono. Po roku, w ciągu którego dochodziło do masowych protestów pracowników sektora publicznego na tle opóźnień w otrzymywaniu wynagrodzeń, sytuacja dojrzała do tego, aby plan ministra Chinamasy wszedł w życie.

W swoim wystąpieniu w parlamencie minister Chinamasa powiedział, że zwolnienie 25 tysięcy urzedników powinno przynieść rocznie około 120 milionów dolarów oszczędności. Docelowo, reforma administracji publicznej pozwoli na zmniejszenie udziału wydatków na płace w budżecie z obecnych 97% do 75%. Planowanych do zwolnienia 25 tysięcy urzędników stanowi 8% ogólnej liczby pracowników sektora publicznego, czyli tzw. budżetówki.

Obecne kłopoty władz Zimbabwe ropozczęły się w 2008 roku, kiedy to kraj popadł w pułapkę hiperinflacji. Od tego czasu władze zmagają się z permanentnymi kłopotami gospodarczymi, które w lipcu br. doprowadziły do największego od lat strajku powszechnego. W ciągu ostatniej dekady aż 10 tysięcy firm w Zimbabwe zakończyło swoją działalność. Krytycy prezydenta Mugabe zarzucają mu, że to jego nieudolna polityka doprowadziła do obecnego stanu rzeczy. Władze za kryzys winią z kolei międzynarodowe sankcje gospodarcze oraz wyjątkowo dotkliwą suszę, która w ostatnich miesiącach nawiedziła kraj.