Podatkowa saga z Unią Europejską i międzynarodowymi korporacjami trwa w najlepsze. W kolejnej odsłonie wyszło na jaw, że Irlandia nie jest zainteresowana otrzymaniem 13 mld euro od firmy Apple z tytułu zaległości podatkowych. To dość nietypowa sytuacja, gdyż zazwyczaj kraje unijne toczą walkę o odzyskanie należnych im pieniędzy. Tymczasem irlandzki rząd potwierdził  zamiar odwołania się od decyzji nakazującej pobranie podatku od technologicznego giganta. Dlaczego? I czy stoi za tym jakieś sensowne uzasadnienie?

Jak informuje CNN Money, w środę Komisja Europejska orzekła, że Irlandia przez  ponad 20 lat pomagała firmie Apple sztucznie obniżać wysokość należnych podatków. Takie działanie jest uznawane na terenie Unii za nielegalną pomoc publiczną. Zarówno rząd Irlandii, jak i Apple, zamierzają odwołać się od orzeczenia. CEO firmy Tim Cook nazwał jego treść „całkowitą, polityczną bzdurą”. Podatkowe zamieszanie przysparza natomiast kolejnych zmartwień irlandzkiemu rządowi, który jest zaniepokojony wpływem Brexitu na gospodarkę kraju.

Koncerny takie jak Apple stworzyły w Irlandii tysiące miejsc pracy. Orzeczenie Komisji Europejskiej nakazujące spłatę należności podatkowych datowanych na wiele lat wstecz, wywołuje obawy o załamanie napływu inwestycji zagranicznych do kraju, co może w dotkliwy sposób wpłynąć na życie jego obywateli. W szczególności jego konsekwencji obawiają się mieszkańcy miasta Cork, gdzie ma siedzibę europejska centrala Apple. Region ten bardzo wiele zyskał dzięki inwestycjom międzynarodowym, które ochroniły tamtejszą gospodarkę przed skutkami globalnego kryzysu finansowego.

Niektórzy mieszkańcy Cork uważają jednak, że Apple, podobnie jak inne korporacje, powinno uregulować zaległości podatkowe. Polityk Donnchadh O Laoghaire stwierdził, że preferencyjne warunki dotyczące opodatkowania, na które zgodził się irlandzki rząd, doprowadziły do znacznej utraty przychodów przez państwo. Jego zdaniem minimalizowanie skutków afery podatkowej powinno się zacząć jak najszybciej.