Opisy tego co stanie się po Brexicie pochłonęły już setki ryz papieru i dziesiątki litrów atramentu. Co jednak istotne, nadal niewiele wiadomo w tej sprawie, gdyż tak naprawdę negocjacje w sprawie warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE nawet się jeszcze nie rozpoczęły. Niemniej jednak spekulacje nie ustają, a w ich ramach dziennikarze BBC podnieśli ostatnio ciekawą i stosunkowo mało znaną kwestię działalności tzw. domów clearingowych czyli izb rozliczeniowych.

Dla kogoś kto nie jest specjalistą w dziedzinie finansów, termin clearing brzmi dość tajemniczo i na dobrą sprawę niewiele osób jest w stanie poprawnie wyjaśnić czym się zajmują tzw. domy clearingowe. Rzućmy więc nieco światła na tę kwestię. Otóż, współczesne instrumenty finansowe są na tyle skomplikowane, że podmioty nimi handlujące doszły do wniosku, iż potrzebny jest im zaufany, bezstronny pośrednik, który zagwarantuje uczciwość i przewidywalność transakcji. Tym właśnie zajmują się domy clearingowe. Do ich głównych zadań należy pośrednictwo w transakcjach tzw. pochodnymi instrumentami finansowymi, które to instrumenty oparte są na takich aktywach jak akcje, waluty, indeksy giełdowe czy obligacje. To dość skomplikowana materia i jej wyjaśnienie przekracza ramy niniejszej notki, ale w realnym świecie dokonuje się dziennie mnóstwo tego rodzaju transakcji o wartości wielu miliardów dolarów czy euro.

Na terenie Unii Europejskiej pierwsze skrzypce jeżeli chodzi o działalność domów clearingowych gra londyńskie City, gdzie odbywa się 75% wszystkich tego rodzaju transakcji. Jak się oblicza, dzięki tej działalności powstało w Wielkiej Brytanii tysiące miejsc pracy. Jednakże w obliczu Brexitu władze UE doszły do wniosku, że lepiej będzie, gdy domy clearingowe będą nadal poddane kontroli władz unijnych, co de facto musiałoby oznaczać ich wyprowadzkę z Londynu. Jak to osiągnąć? Oczywiście, najprościej jest to zrobić metodami administracyjnymi. Z tego też powodu powstał w UE projekt, który po jego przeprocedowaniu przez Komisję Europejską podzieli domy clearingowe na dwie kategorie. Do pierwszej będą należały te instytucje, które prowadzą cyt. „mniej istotne” operacje. Te domy będą nadal mogły działać według dotychczasowych zasad. Druga kategoria obejmie instytucje, które prowadzą operacje cyt. „krytyczne dla systemu finansowego”. Dla nich powstaną nowe wymagania, których jak się spekuluje, obecni najwięksi gracze z londyńskiego City nie spełnią.

Powyższe plany krytykują pracujący w Londynie finansiści. Jak mówi Catherine McGuinness–szefowa City of London Corporation cyt. “sztuczny podział i fragmentacja rynku doprowadzi do nieuniknionego wzrostu cen. Oceniamy, że może to być nawet wzrost o 20%”. Jak dodaje McGuinness cyt. „decyzje te uderzą także w brytyjską giełdę i mogą doprowadzić do powstania wielu zagrożeń w systemach finansowych”.