Prawie każdy z nas jest lub będzie w przyszłości kierowcą, więc warto czasem zapoznać się z tym jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać na drodze. Dziennikarze BBC przybliżyli tym razem problem, który powoli staje się plagą na Wyspach Brytyjskich. Chodzi o działalność przestępców wyłudzających odszkodowania za wypadki komunikacyjne.

Najpopularniejszym dotychczas sposobem wyłudzania odszkodowań za wypadki komunikacyjne…było ich powodowanie. Najczęstszą metodą było nagłe hamowanie bez powodu, co często kończyło się najechaniem kolejnego samochodu w tył samochodu prowadzonego przez przestępcę. Jak wiadomo, kierowca najeżdżający na tył poprzedzającego go samochodu ma małe szanse na udowodnienie, że stało się to nie z jego winy. Prze długie lata metoda ta była bardzo skuteczna, ale z biegiem czasu inspektorzy firm ubezpieczeniowych znaleźli sposób na prawie bezbłędne wychwytywanie tego rodzaju przypadków. Wobec powyższego, przestępcy postanowili wykorzystać nową, trzeba przyznać wyjątkowo perfidną metodę. Polega on na sygnalizowaniu przez mrugnięcie światłami innym kierowcom, że mogą się włączyć do ruchu. Każdy kto czekał na drodze podporządkowanej na możliwość włączenia się do ruchu wie jakie jest to frustrujące. Kiedy już „ofiara” zachęcona otrzymanym sygnałem rozpoczyna manewr włączenia się do ruchu zostaje uderzona przez pojazd przestępcy, który jak wiadomo znajduje się na drodze z pierwszeństwem przejazdu. W takim przypadku bardzo trudno stwierdzić winę kogokolwiek innego niż „ofiary”.

Na brytyjskich drogach proceder ten przybrał takie rozmiary, że jak szacują eksperci Asset Protection Unit (APU)‒firma pomagająca policji i ubezpieczycielom w wykrywaniu wyłudzeń odszkodowań komunikacyjnych, rocznie towarzystwa ubezpieczeniowe tracą na tym około 400 milionów funtów, co oznacza, że każdy uczciwy kierowca dopłaca z tego tytułu od 50 do 100 funtów rocznie do swojej polisy ubezpieczeniowej.

Jak mówi Neil Thomas z APU, na pojedynczym wypadku przestępcy są w stanie „zarobić” nawet kilkanaście tysięcy funtów. Przedkładają oni fałszywe zaświadczenie lekarskie o odniesionych w wypadku urazach, często także dotyczące osób, których w ogóle nie było na miejscu wypadku. Ponadto do towarzystw ubezpieczeniowych trafiają rachunki za parkowanie uszkodzonych pojazdów, ich naprawę, a nawet żądania wypłaty rekompensaty za…utracone zarobki.

Jak widać na drodze nie wystarczy samemu dobrze jeździć, aby uniknąć kłopotów. Swoją drogą ciekawe, jaka jest w Polsce skala podobnego zjawiska i ile z tego tytułu każdy z nas dokłada do polisy ubezpieczeniowej.