Milton Friedman porównał kiedyś cykl koniunkturalny do rozciągniętej elastycznej gumy. Siła rozciągnięcia gumy decyduje o sile reakcji zwrotnej po zwolnieniu naciągu. Podobnie, głębokość recesji decyduje o sile następującego po niej ożywienia. Ostatni kryzys w USA nie potwierdził jednak tej teorii. Choć recesja była najgłębsza od II wojny światowej, tempo wychodzenia z niej okazało się rozczarowujące. W ciągu trzech lat od zakończenia recesji w połowie 2009 r. wzrost wynosił średnio 2,2% rocznie, czyli ledwie połowę średniej z siedmiu lat poprzedzających kryzys.

Powyższą sytuację częściowo tłumaczy fakt, że wychodzenie z kryzysów mających podłoże finansowe jest zawsze trudniejsze, niż wychodzenie z kryzysów o charakterze czysto gospodarczym. Podczas kryzysu spowodowanego czynnikami finansowymi konsumenci są zbyt zadłużeni, a przedsiębiorstwa nie mogą lub nie chcą wydawać pieniędzy, do czego przyczynia się zaburzony system bankowy, który ogranicza dostępność kredytów. Jednak to nie wszystkie przyczyny tak wolnego wychodzenia z kryzysu.

W swoim rocznym sprawozdaniu gospodarczym wydanym 15 marca, Rada Doradców Gospodarczych działająca przy Białym Domu stwierdziła, że trend wzrostowy zakładany przez model Friedmana (określony przez podaż pracowników, kapitału i technologii) jest obecnie znacznie słabszy niż w przeszłości. Pogląd, że potencjał wzrostu w Ameryce obniżył się nie jest nowy. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że sam kryzys podważył ten potencjał poprzez pozbawienie finansowania najbardziej innowacyjnych przedsiębiorstw oraz niejako „wyrzucenie” wielu pracowników poza rezerwuar siły roboczej poprzez ich długotrwałe pozostawanie na bezrobociu. Rada Doradców Gospodarczych Baracka Obamy idzie jednak dalej i stawia dość kontrowersyjną tezę, wskazując, że przesłanki słabszego trendu wzrostowego były obecne w amerykańskiej gospodarce jeszcze zanim uderzył obecny kryzys.

Powyższe stwierdzenie opiera się na raporcie Biura Budżetowego Kongresu (CBO) opublikowanym w ubiegłym roku. Według tego raportu przyczyną dla której gospodarka amerykańska wolniej wychodzi z kryzysu jest…demografia. Wyjaśnia to jednocześnie fenomen spadku bezrobocia w USA, pomimo tego że gospodarka rozwija się wolniej niż przed kryzysem. Od końca 2007 r. liczba ludności w wieku powyżej 16 lat wzrosła o 11,6 mln, a potencjał siły roboczej (osoby pracujące lub szukające pracy) wzrósł tylko o 1,6 mln. W rezultacie, udział osób pracujących w stosunku do ogólnej liczby ludności spadł z 66% do 63,5%, co jest najniższym wskaźnikiem od 30 lat. Teoretycznie pozostałe 10 milionów osób, powinno być zaliczone do rezerwuaru siły roboczej, gdyby tylko zostali zarejestrowani jako bezrobotni. Tak się jednak nie dzieje, gdyż wiele z tych osób dobrowolnie wychodzi poza system zatrudnienia, nie widząc dla siebie żadnych perspektyw na znalezienie pracy. Z raportu wynika, że największy udział osób pracujących w stosunku do pozostałych występuje w przedziale wiekowym 25‒54 lata. Ze względów demograficznych (starzenie się społeczeństwa) wskaźnik osób aktywnych na rynku pracy będzie się nadal obniżał, co dodatkowo wzmocni negatywne tendencje jeśli chodzi o amerykański potencjał wzrostowy. Konkluzją raportu jest stwierdzenie, że klucz do odwrócenia tego trendu leży w znalezieniu sposobu dotarcia do ogromnej rzeszy „wykluczonych” z rynku pracy i ich „przywróceniu społeczeństwu”.