Miesiąc temu pisaliśmy o ambitnych planach restrukturyzacji przedstawionych przez nowego szefa firmy Sony. Obecnie życie (a raczej rynki finansowe) brutalnie weryfikują te zapowiedzi.

Akcje Sony na tokijskiej giełdzie spadły w ostatnim tygodniu najniżej od … 31 lat do poziomu 1132 jeny za akcję. Stało się to tuż po tym jak firma ogłosiła rekordowe straty za ostatni rok w wysokości 456,7 miliarda jenów (ok. 5,7 miliarda dolarów). Jest to już czwarty rok z rzędu gdy Sony przynosi straty. W firmowym oświadczeniu można przeczytać, iż przyszły rok ma być przełomowy i pozwolić na powrót na ścieżkę wzrostu. Problemem jest to, że mało kto jeszcze wierzy w te zapewnienia. Jak powiedział Yuuki Sakurai z Fukoku Capital Management „Sony boryka się z wieloma trudnościami, a jej nowy szef nie był zdolny do przedstawienia klarownego planu wyjścia z kryzysu. To co usłyszeli inwestorzy, to było za mało, a na domiar złego zabrzmiało nieprzekonywująco”.

Kłopoty Sony wynikają z wielu przyczyn. Każda z nich z osobna nie stanowiłaby poważnego zagrożenia, ale ich zbieg w tym samym czasie jest poważnym wyzwaniem dla japońskiego giganta.

Dział produkcji telewizorów ‒ będący w przeszłości motorem sukcesu firmy ‒ notuje ósmy rok z rzędu straty. Stało się tak za sprawą rosnącej konkurencji innych producentów oraz spadających cen. Podobnie dział gier i telefonów komórkowych oddał pole konkurentom. W tym przypadku analitycy upatrują przyczyny w zbyt małej innowacyjności produktów Sony, co w tego typu biznesie jest sprawą kluczową. Na domiar złego firmę pogrążają wysokie koszty produkcji oraz niekorzystny kurs jena, co sprawia, iż produkty Sony nie są konkurencyjne cenowo na zagranicznych rynkach.

Biorąc powyższe fakty pod uwagę, rynki finansowe raczej sceptycznie podchodzą do perspektyw Sony i złego obrazu sytuacji nie zmieniają wspomniane na wstępie plany restrukturyzacji. W rekomendacji którą skierował do swoich klientów renomowany bank Credit Suisse można przeczytać że „Sony nadal narażona jest na ponoszenie strat, szczególnie w branży telewizorów i telefonów komórkowych i nic nie przemawia za tym, aby to się w najbliższym czasie zmieniło”.