Jamie Dimon przyrósł do fotela szefa JPMorgan Chase – taki wniosek można wysnuć na podstawie obserwacji losów CEO jednego z największych banków Stanów Zjednoczonych. Bez względu na wyniki banku i – co gorsza – bez względu na popełniane błędy, Dimon utrzymuje się przy sterach, a co więcej jest sowicie wynagradzany przez spółkę.

Kiedy w 2012 roku JPMorgan odnotował blisko 6 miliardów dolarów straty w efekcie zbyt ryzykownych inwestycji mających zrekompensować słabe wyniki z działalności kredytowej, wynagrodzenie prezesa zostało zmniejszone o połowę i Dimon zakończył rok bogatszy jedynie o 11,5 miliona dolarów. Mimo, iż szef banku dopuścił wówczas do popełnienia poważnych błędów, za które JPMorgan był zmuszony zapłacić wysokie kary, Dimon nie opuścił fotela prezesa.

Podobnie po wyjawieniu udziału JPMorgan w kolejnym skandalu związanym z manipulowaniem wysokością stopy LIBOR, nie nastąpiły żadne zmiany na stanowisku CEO amerykańskiego banku inwestycyjnego. Ponadto, mimo kłopotów banku z prawem i wysokich kar za oszustwa na rynkach finansowych, Dimon został nagrodzony podwyżką za rok 2013. Do jego kieszeni trafiło półtora miliona dolarów pensji zasadniczej i kolejne 18,5 miliona dolarów w postaci udziałów spółki. Łączna kwota wynagrodzenia Dimona za minione dwanaście miesięcy to 20 milionów dolarów.

Co ciekawe wzrost zarobków szefa JPMorgan nie jest związany z poprawą wyników finansowych banku. Na przykład w ostatnim kwartale 2013 roku zysk był niższy o 7,3 proc. w stosunku do wyniku z 2012 roku i wyniósł 5,3 miliardów dolarów. Niektórzy inwestorzy, między innymi Timothy Smith z Walden Asset Management, publicznie skrytykowali decyzję banku w sprawie wynagrodzenia Dimona. Być może zdecydowana reakcja znaczących inwestorów położy kres tej farsie.