Korki na drogach pogarszają samopoczucie niejednego kierowcy, a poza stratą czasu, są również źródłem wysokich kosztów. Dobitnie przekonuje o tym przykład Nairobi – stolicy Kenii, gdzie drogi nie są dostosowane do obsługi ruchu o dużym natężeniu. Kierujący pojazdami złoszczą się, a miasto traci codziennie ogromne sumy pieniędzy.

Nairobi jest centrum jednego z najprężniej rozwijających się regionów Afryki i odpowiada za generowanie około dwóch trzecich kenijskiego PKB. Według prognoz rządowych, w tym roku tempo wzrostu gospodarki wyniesie 5,8 proc., co poza skutkami ekonomicznymi oznacza także wzrost liczby samochodów na stołecznych ulicach. Badania sugerują, że Nairobi zajmuje czwarte miejsce na świecie pod względem zatłoczenia, a infrastruktura miasta zdecydowanie nie odpowiada rosnącym zapotrzebowaniom. Mimo, że drogi są systematycznie rozbudowywane, liczba pojazdów wzrasta szybciej niż liczba pasów.

Od 2012 roku liczba pojazdów na ulicach Nairobi podwoiła się i obecnie wynosi 700 tysięcy, zaś zgodnie z przewidywaniami w 2050 roku po drogach w stolicy będzie poruszać się około 9 milionów kierowców. Z uwagi na niewystarczającą przepustowość ulic i złe zarządzanie ruchem, władze szacują, że koszty powstające w efekcie zatorów drogowych wynoszą blisko 580 tysięcy dolarów dziennie. Zakorkowane ulice obniżają produktywność miasta, a także są powodem masy wypadków. Dodatkowo, wiele do życzenia pozostawia niedostateczna komunikacja miejska.

W Nairobi swoje placówki ma dużo spółek, także tych znanych na całym świecie jak General Electric czy Google. Chcąc zapobiegać kosztom powodowanym przez korki, część z nich oferuje swoim pracownikom transfer pomiędzy domem a pracą, dzięki czemu podróżują oni bezpiecznie i… punktualnie.