Facebook zadebiutował dziś na giełdzie NASDAQ. Kurs otwarcia wyniósł 42,05 dolara za akcje, co oznaczało wycenę całej spółki w wysokości ponad 116 mld dolarów.

Wejście Facebooka na giełdę okazało się być rekordowym debiutem w historii USA. Emisja pozwoliła pozyskać spółce 16 mld dolarów, a kapitalizacja jej przekroczyła najśmielsze oczekiwania analityków i sięgnęła w momencie otwarcia poziomu ponad 116 mld dolarów. Ostatecznie akcje spadły z 42 dolarów do poziomu nieco powyżej 38 dolarów, który został wyznaczony jako cena emisyjna. Niemniej, ciągle oznacza to wycenę sieci społecznościowej na poziome ponad 100-krotnie wyższym niż wysokość zysków za poprzedni rok.

W 2011 r. Facebook zarobił ok. 1 mld dolarów przy przychodach nieco powyżej 4 mld. Przy kursie 38 dolarów za akcję, dysproporcja między wynikami a wartością rynkową spółki (104 mld dolarów) jest ogromna. Inwestorzy zdają się zatem mocno wierzyć w potencjał biznesu, który jest zbudowany na 900 mln użytkowników sieci. W 2011 r. Facebookowi udało się osiągnąć przychód 5 dolarów z jednego użytkownika.

W 2012 r. zarówno wskaźnik przychodu z jednego konta, jak i liczba użytkowników rosną, nieprędko jednak nabiorą takiej dynamiki, żeby przybliżyć zyski i przychody do poziomów, które będą porównywalne z kapitalizacją spółki w proporcjach znanych z innych sektorów. To budzi kontrowersje wśród wielu komentatorów, którzy nierzadko wprost mówią o kolejnej bańce dotcomów i zbliżającym się krachu, który sprowadzi wyceny do bardziej realnych poziomów. Szczególną karierę w internecie robi fałszywy list Zuckerberga do inwestorów, którego autor naśmiewa się z naiwności akcjonariuszy podekscytowanych perspektywami giełdowymi Facebooka. Trzeba przyznać, że część z nich jak, np. naigrywanie się z „solidnych fundamentów firmy opartych na Angry Birds i wyimaginowanych owcach” brzmi bardzo trafnie.

Czy rzeczywiście Facebook jest warto 100 mld dolarów? Zapraszamy Was do wyrażania własnej opinii na ten temat.