Nie od dziś wiadomo, że Brytyjczycy i Francuzi nie darzą się przesadną sympatią, a niezbyt pochlebne opinie o swoich sąsiadach mocno zakorzenione są w świadomości zwykłych ludzi. Co innego jednak, kiedy na niezbyt przemyślaną krytykę na temat sąsiadów z drugiej strony Kanału La Manche pozwalają sobie przedstawiciele elit. Z taką sytuacją mieliśmy właśnie niedawno do czynienia, a jej negatywnym bohaterem został Andy Street‒szef dużej brytyjskiej sieci handlowej John Lewis.

Andy Street, który w John Lewis przepracował ponad 30 lat, udał się do Paryża po odbiór nagrody przyznanej brytyjskiej sieci przez Światowy Kongres Sprzedawców. Jak można było przeczytać w londyńskim dzienniku The Times, podczas obiadu w Paryżu w oczekiwaniu na opóźniający się pociąg linii Eurostar do Londynu, pan Street miał wyrazić opinię, że cyt. „Francja to beznadziejne i dołujące miejsce, a każdy poważny biznesmen powinien stąd jak najszybciej uciekać”. W opinii Andy Street’a cyt. „najgorsze we Francji nie jest to, że tam nic nie działa jak należy, ale to że tak naprawdę nikogo to nie obchodzi”. Jakby tego było mało, Street dodał, iż cyt. „najlepiej upadek Francji widać wsiadając do pociągu Eurostar w miejscu tylko z nazwy europejskim [dworzec kolejowy Gare du Nord], a wysiadając w nowoczesnym, zorientowanym na przyszłość dworcu [St. Pancras]”.

Dosadne wypowiedzi tak znaczącej w biznesie postaci jak Andy Street mocno poruszyły Francuzów. Do tego stopnia, iż Ambasada Francji w Londynie poczuła się w obowiązku przypomnieć, iż Francja jest piątą największą gospodarką świata i drugą w Europie. W oświadczeniu Ambasady możemy dalej przeczytać cyt. „poziom zagranicznych inwestycji we Francji osiągnął kwotę 1,1 biliona euro, tak więc wielu biznesmenów nie podziela opinii pana Street. Każdy kto mieszka we Francji wie, że francuski sektor usług publicznych należy do najlepszych na świecie, a szczególnie transport i służba zdrowia. Każdy zdroworozsądkowo myślący biznesmen jest świadomy tego, że ignorowanie takiego rynku byłoby nierozsądne”.

Jak widać z powyższego, słowa Andy Street’a musiały mocno zaboleć Francuzów, skoro zdecydowali się aż na to, aby wydać dyplomatyczne oświadczenie. Sam zainteresowany także szybko zrozumiał niestosowność swojego zachowania publikując oficjalne przeprosiny w których nazwał swoje słowa cyt. „nieprzemyślanymi i idącymi o wiele za daleko”.

Pomimo wystosowanych przeprosin Andy Street chyba nie będzie we Francji zbyt mile widzianą osobą. Czy ucierpi przez to prowadzona przez niego firma? Czas pokaże.