Niedawno pisaliśmy w tym miejscu o pewnej blogerce z Francji, która zmuszona została zapłacić na podstawie wyroku sądu odszkodowanie dla restauracji, której wystawiła negatywną opinię na swoim blogu. Temat jak się okazuje jest dość „gorący”, gdyż dotyka zupełnie nowego obszaru funkcjonowania biznesu w dobie powszechnej dostępności do globalnej sieci.

W jednym z ostatnich artykułów, dziennikarze BBC podjęli próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie „Czy jeden bloger może podważyć reputację całej firmy?” Opisano przykład pewnego irlandzkiego sklepu z butami, w którym zakupy blisko 2 lata temu zrobił pewien klient. Jesper Ingevaldsson, bo o nim mowa, rozczarowany jakością zakupionego towaru oraz problemami z jego reklamacją, opisał swoje negatywne doświadczenia na jednym z forów internetowych. Swój post zatytułował w ten sposób, iż była w nim widoczna nazwa firmy. Okazało się, że internauci poszukujący poprzez wyszukiwarki internetowe informacji o produktach firmy, jako jeden z najwyżej pozycjonowanych linków otrzymywali właśnie ten prowadzący do wpisu Jespera Ingevaldssona. Sytuacja ta nie uszła uwadze właścicieli sklepu. Jak mówi Martin McKeown–menedżer sklepu cyt. „nasza reputacja w Internecie, gdzie sprzedajemy 85% naszych wyrobów jest dla nas krytycznie ważna. Zauważyliśmy, że internauci odwiedzający naszą stronę, otwierali również inną stronę, po czym wielu z nich bezzwłocznie opuszczało naszą witrynę.” McKeown nie przyznał tego wprost, ale nietrudno się domyślić, że tą inną stroną mogła być ta z negatywną recenzją zakupów.

W celu rozwiązania sytuacji sklep skontaktował się z autorem wpisu, który zgodził się wycofać swój post, ale … okazało się to trudniejsze, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Pomimo wielokrotnych prób kontaktu z administratorami forum, Jesperowi Ingevaldssonowi nie udało się do usunięcia własnego postu. Sam autor przyznaje, że nie zdawał sobie sprawy, że jeden i jak sam przyznaje cyt. „być może napisany pod wpływem emocji” post może mieć aż takie skutki.

To co jest najbardziej zadziwiające, zdaniem dziennikarzy BBC, to fakt, iż na gruncie prawa obowiązującego na Wyspach Brytyjskich, firmy nie mają się jak bronić przed tego typu sytuacjami. W skrajnych przypadkach można sobie wyobrazić sytuację, że w Internecie prowadzona jest tzw. „czarna kampania” przeciwko danej firmie, a ta nie ma instrumentów prawnych, aby się bronić. Pozostaje co prawda złożenie pozwu na gruncie cywilnym o zniesławienie, ale nawet korzystny wyrok nie zapewni wymazania z sieci już zamieszczonych negatywnych informacji. Inną opcją jest skorzystanie z prawa do „bycia zapomnianym”–nową usługą, którą wprowadziło Google. Wadą tego rozwiązania jest to, że mogą z niej korzystać tylko osoby prywatne, a nie firmy.

Konkluzją dziennikarzy BBC jest wniosek, iż konieczne jest wypracowanie rozwiązań w tym zakresie w taki sposób, aby z jednej strony nie ograniczać swobody wypowiedzi w sieci, a z drugiej strony chronić firmy przed pomówieniami.