O problemach argentyńskiej waluty wiadomo już od jakiegoś czasu. Peso traci na wartości, a zagraniczni przedsiębiorcy z coraz większą rezerwą myślą o inwestycjach w tym kraju. Podobnie jak gracze giełdowi, którzy tracą zaufanie do tamtejszej waluty. Jak jednak wspomniane problemy przekładają się na codzienność osób odwiedzających Argentynę? W interesujący sposób kryzys walutowy z perspektywy turysty opisał na łamach portalu CNN dziennikarz Jesse Solomon.

Przyczyny problemów ekonomicznych Argentyny są znane – niebotycznie wysoka inflacja, topniejące zasoby walutowe oraz słabnący eksport. Wybierając się w podróż do tego kraju, Solomon nie spodziewał się, że sytuacja jest tak trudna. Myślał jak większość ludzi – tania waluta oznacza tańsze wino i stek na kolację. Rzeczywistość w kraju walczącym z kryzysem nie jest jednak różowa. Dziennikarz był zaskoczony, jak dużą rolę w codziennym życiu Argentyńczyków odgrywają namacalne pieniądze. Trzeba niezwykle uważać na fałszywe banknoty oraz płacić monetami wszędzie tam, gdzie jest to możliwe.

Problem komplikują dodatkowo dwa różne kursy, po których można wymienić walutę. Kurs oficjalny ustalony przez rząd oscyluje w granicach 8 peso za jednego dolara. Z kolei na tzw. czarnym rynku, kurs kształtuje się na poziomie 11 peso za dolara. Turyści udający się do Argentyny powinni wziąć ze sobą pieniądze w obcej walucie i kupić peso po kursie nieoficjalnym. W przeciwnym wypadku mogą stracić ok. 35% swojej siły nabywczej.

Solomon nieco obawiał się dokonywania transakcji na czarnym rynku. Przerażała go myśl o byciu oszukanym, a nawet aresztowanym. Szybko okazało się jednak, że tzw. czarny rynek działa w zasadzie za przyzwoleniem władz. Dowód? Zarówno kurs oficjalny jak i nieoficjalny (tzw. błękitny) są publikowane w codziennych, lokalnych gazetach. Nieoficjalne „kantory” można napotkać na każdym kroku. Niektórzy „usługodawcy” dostarczają nawet peso do hoteli, by ułatwić wymianę waluty turystom. Jak powiedział dziennikarzowi pewien Argentyńczyk „każdy mieszkaniec tego kraju jest ekonomistą”. Dlaczego? Cóż, z częstotliwością co niemal dekadę, doświadczają oni gospodarczego krachu, więc mają już w tej materii pewną praktykę. Teraz czekają na kolejny i wierzą, że sobie z nim poradzą. Aż do następnego razu?