Całkiem duża grupa ludzi z całego świata marzy o tym, by wyjechać do Stanów Zjednoczonych i tam spełnić swoje marzenie o sukcesie zawodowym, dużych pieniądzach oraz dostatnim życiu. USA to od wielu lat docelowe miejsce emigracji w pogoni za tzw. amerykańskim snem. Określenie to, poza ideałami równości, wolności i demokracji, oznaczało również, iż dzięki ciężkiej pracy i wytrwałości, nawet najubożsi mają szansę na przejście do średniej lub wyższej klasy społecznej. Jak się jednak okazuje, „american dream” ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością.

Jak pisze Steve Hargreaves dla CNN Money, w Stanach Zjednoczonych trudniej niż w większości innych rozwiniętych krajów jest wznieść się ponad klasę swego urodzenia. Badania na ten temat prowadził ekonomista z Uniwersytetu Ottawy Miles Corak. Przyjmując skalę od 0 do 1, gdzie 1 oznacza „pewne”, a 0 „w ogóle nieprawdopodobne”, dowiódł, że w przypadku USA szanse na to, że pozostanie się w tej samej klasie społecznej co rodzice wynoszą 0,47. Z krajów rozwiniętych gorzej jest tylko we Włoszech i w Wielkiej Brytanii (0,5). Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w przypadku Japonii, Kanady czy Danii. Tam współczynniki wynoszą odpowiednio 0,34, 0,29 i 0,15.

W ramach badań sprawdzano tzw. „międzypokoleniową elastyczność zarobkową” w wielu różnych krajach na całym świecie. Wspomnianą elastyczność wyraża się za pomocą wskaźnika, który obrazuje korelację między tym ile zarabiali rodzice, a tym ile zarabiają ich dzieci. Jak pokazują badania, większość obywateli Stanów Zjednoczonych urodzonych w niższej klasie społecznej pozostaje w niej w kolejnym pokoleniu. Dlaczego tak się dzieje?

Ekonomiści nie mają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie dlaczego w jednych krajach mobilność między klasami społecznymi jest mniejsza niż w innych. Nie oznacza to jednak, że nie można wskazać pewnych przesłanek. Należą do nich:
- większa aktualna nierówność społeczna – bogaci rodzice są w stanie zapewnić dzieciom lepszą edukację, gdyż mają środki na jej opłacenie, a to z kolei daje ich pociechom możliwość wykonywania lepiej płatnych, bardziej prestiżowych zawodów;
- skomplikowana sytuacja rodzinna, charakteryzująca się wysokim odsetkiem rozwodów, dużą liczbą samotnych oraz nastoletnich rodziców sprawia, że dzieciom z takich rodzin trudniej piąć się po szczeblach społecznej hierarchii (w USA wskaźniki te są jednymi z najwyższych);
- polityka społeczna – kraje o wysokich podatkach, wydające jednocześnie więcej na mniej zamożnych obywateli charakteryzują się wyższą mobilnością społeczną, przy czym zależność ta jest szczególnie widoczna w przypadku dofinansowywania edukacji. Amerykański system finansowania szkół w dużej mierze opiera się na lokalnych podatkach od nieruchomości i utrwala nierówności o wiele bardziej niż w systemach, w których pieniądze z podatków są rozdzielane między szkoły na szczeblu centralnym. W konsekwencji szkoły najbardziej potrzebujące otrzymują w USA najmniej pieniędzy.

Ekonomiści nie są do końca zgodni, dlaczego Stany Zjednoczone tak kiepsko wypadają w badaniu mobilności. Miles Corak pociesza z kolei, że nie ma społeczeństwa, które charakteryzowałoby się pełną mobilnością. Reprezentowana klasa społeczna zawsze będzie bowiem w pewien sposób związana z wychowaniem. Wbrew wynikom badań, opiniom ekonomistów i rzeczywistości, obywatele USA (i nie tylko oni) wierzą w „amerykański sen”.