Czytając prasę w USA odnosi się wrażenie, że trwający kryzys światowy to zjawisko o którym słyszano tylko w Europie. Amerykanie dyskutują właśnie o tym jak recesja zakończona…3 lata temu wpłynie na zwiększenie się liczby urodzeń w najbliższych latach.

Skąd w ogóle taki temat? Otóż, okazuje się, iż po zakończeniu każdej recesji w historii USA notowano dynamiczny przyrost urodzeń. Dane ekonomiczne z USA pokazują, iż ostatnia recesja zaczęła się w 2007 roku i trwała 2 lata. Obecnie więc już jest ten czas, aby odrodzenie gospodarcze przełożyło się na wzrost liczby urodzeń. Przyjrzyjmy się więc jak to wygląda w rzeczywistości.

Najnowsze dane z badań kobiet będących w wieku uznawanym za najlepszy do urodzenia pierwszego dziecka (20-35 lat) deklaruje, iż średnio chcą mieć w całym swoim życiu 2,3 dziecka. Te wyniki są praktycznie niezmienne od 50‒ciu lat. Ostatnia recesja spowodowała spadek liczby urodzeń, gdyż wiele z młodych par odłożyło decyzję o posiadaniu dziecka z powodów ekonomicznych. Nie było ich stać na przeprowadzkę i rozpoczęcie samodzielnego życia (Amerykanie uważają, że wyprowadzka od rodziców i osobne miejsce zamieszkania tak naprawdę konstytuuje nową rodzinę), a często także utrata pracy przez jednego z małżonków stawała na przeszkodzie w planach powiększenia rodziny. Obecny okres, gdy recesja zakończyła się, a w gospodarce widać ożywienie jest zdaniem demografów czasem, gdy odkładane do tej pory decyzje o posiadaniu dzieci zaczną być podejmowane. Z drugiej strony młode kobiety, które wchodzą obecnie w wiek dorosłości nie mają już ekonomicznych powodów do odkładania decyzji o macierzyństwie. Ta swoista „kumulacja” powinna skutkować w najbliższych latach zjawiskiem określanym jako „baby‒boom”.

Te optymistyczne przewidywania studzi nieco Jennifer Hunter z Uniwersytetu stanu Kentucky. Twierdzi ona, że dane historyczne o pojawianiu się baby‒boomów po okresach recesji są co prawda niepodważalne, ale obecne analizy nie biorą pod uwagę jeszcze jednego aspektu. Hunter twierdzi, że poprzednie recesje kończyły nagłym i zdecydowanym ożywieniem gospodarczym, gdzie optymizm i sytuacja materialna amerykańskich rodzin gwałtownie ulegała poprawie. Obecne ożywienie nie ma takiego charakteru, gdyż jest relatywnie słabe i rozciągnięte w czasie. Może to osłabić spodziewany efekt wzrostu liczby urodzeń.

Jakkolwiek by jednak nie patrzeć na powyższe zagadnienie, to uderza kontrast pomiędzy USA a Europą. Na Starym Kontynencie nikt nie marzy o baby‒boomie. W dyskusji publicznej dominują tematy niekończącego się kryzysu (ponoć światowego). Na tym tle wieści zza Oceanu jawią się zgoła jak historia z innej bajki.