Okazuje się, że już nie tylko taksówkarze, ale również rywalizujący z nimi o klientów kierowcy Uber, mają powody do zmartwień. Na rynku pojawiła się bowiem nowa konkurencja. To aplikacja Waze Rider stworzona przez Google, która umożliwia łączenie pasażerów z kierowcami. Czym różni się od Ubera? Czy może trwale zagrozić jego pozycji na rynku usług transportowych? I co jej pojawienie oznacza dla konsumentów?

Jak informuje TIME Magazine, póki co aplikacja dostępna jest dla użytkowników na całym obszarze San Francisco, w związku z czym nie należy spodziewać się, że w krótkim czasie zagrozi istnieniu Ubera. Nie zmienia to jednak faktu, że trzeba na nią uważać. Waze Rider łączy pasażerów i kierowców, którzy zmierzają w tym samym kierunku. Dzięki temu oferuje niższe ceny, ale także niższe wynagrodzenie dla kierowców. Zarabiają oni tylko 54 centy za przejechaną milę. Co ważne, zarówno kierowca, jak i pasażer, mogą skorzystać z aplikacji tylko dwa razy dziennie.

Te ograniczenia różnią Waze Rider od największych konkurentów czyli Ubera i Lyft. Z założenia aplikacja ma bowiem służyć rozładowywaniu ruchu ulicznego, a nie zarabianiu pieniędzy. Umożliwia ona pasażerom korzystanie z tańszych opcji podróży i zmniejsza frustrację ze stania w korkach, przyczyniając się również do ich eliminacji. Natomiast Uber i Lyft działają bardziej jak rozszerzenie modelu biznesowego indywidualnych usług transportowych co oznacza, że są nastawione na zysk.

Informacje o tym, że Google planuje wyjść z Waze Rider poza fazę testów pojawiły się w mediach około miesiąc temu. Pikanterii temu ruchowi dodaje fakt, że Google było jedną z firm, która wspierała Uber na początku jego działalności. Google Venture zainwestowało bowiem w ten nowatorski projekt w 2013 roku, 250 mln dolarów. Teraz obie firmy łączą bardziej napięte relacje ze względu na to, że coraz częściej stają się dla siebie konkurencją. W maju Google pilotażowo uruchomiło aplikację, ale korzystać mogły z niej tylko zaproszone osoby. Teraz jest dostępna dla mieszkańców San Francisco.