Trudno nie zgodzić się, że filantropia, czyli bezinteresowne udzielanie pomocy materialnej bądź finansowej, jest działaniem pozytywnym. Od najmłodszych lat uczy się dzieci, że dawanie i dzielenie się są godne pochwały. Okazuje się jednak, że z dobroczynność wcale nie jest taka jednoznaczna. Dlaczego? W książce pt. „Reinventing Philanthropy: A Framework for More Effective Giving”, Eric Friedman dowodzi, że analizując postępowanie donatorów powinno brać się pod uwagę nie tylko sam fakt dawania, ale również to, na co przeznaczają pieniądze.

Według autora, ¾ bogaczy wspiera takie organizacje i działania, które w niewielkim stopniu przyczyniają się do poprawy funkcjonowania świata. Jego zdaniem zamożni kierują się przede wszystkim korzyściami osobistymi i chęcią zdobycia rozgłosu, a nie bardziej szczytnymi ideami. W artykule opublikowanym na łamach TIME, Dan Kadlec przytoczył najważniejsze dane dotyczące amerykańskiej dobroczynności, opierając się na corocznie publikowanej „Kronice filantropii” (Chronicle of Philanthropy).

Oto kilka najświeższych informacji. 21 datków (22% wszystkich darowizn) w wysokości 1 mln dolarów i więcej przekazano na rzecz sztuki, muzeów, sportu, konserwacji zabytków oraz fundacji działających w tych obszarach. Z kolei 37 datków (39% wszystkich darowizn) w wysokości 1 mln dolarów i więcej otrzymały szkoły średnie i uniwersytety. Natomiast 15 datków (16% wszystkich darowizn) w wysokości 1 mln dolarów i więcej przeznaczono na cele charytatywne związane ze zdrowiem oraz szpitale w krajach rozwiniętych. Na liście próżno szukać moskitier, które mają zapobiegać rozprzestrzenianiu się malarii lub inwestycji służących zapewnieniu czystej wody w krajach mniej rozwiniętych. Brakuje na niej również darowizn na rzecz zwalczania chorób, promowania zrównoważonego rozwoju oraz na wspieranie tworzenia małych firm w regionach dotkniętych ubóstwem.

Miliader David Koch ofiarował 65 mln dolarów na rzecz New York Metropolitan Museum of Art, z czego sfinansowano renowację placu wokół muzeum. Kolejna darowizna w wysokości 35 mln dolarów przekazana została na wystawę dinozaurów w National Museum of Natural History. Z pewnością wiele osób uzna Kocha za dobroczyńcę i będzie korzystać z miejsc, stworzonych dzięki jego hojności. Jednak takie darowizny w żaden sposób nie rozwiązują istotnych problemów współczesnego świata.

Friedman argumentuje, że podobnie rzecz ma się z datkami na uniwersytety – bogacze ofiarowują pieniądze, by móc cieszyć się swoim nazwiskiem na tablicy pamiątkowej w nowo wybudowanym skrzydle lub na programie o szczególnym znaczeniu dla dobroczyńcy. Autor poddaje w wątpliwość, że Harvard, otrzymujący rocznie 30 mld dolarów dofinansowania, potrzebuje kolejnych darowizn. Zwłaszcza gdy wielu młodych ludzi jest skazanych na kredyty studenckie, których nie mogą spłacić.

Nie na miejscu wydaje się być potępianie bogatych za to, że dzielą się swoim majątkiem. Podobnie jak narzucanie im, na co mają wydawać pieniądze. Najbardziej palące problemy świata są dla większości wielkich darczyńców odległe. Organizacje charytatywne powinny zatem sprawić, by stały się one namacalne i wywoływały emocje nie tylko u donatorów, ale także opinii publicznej. Należy bowiem pamiętać, że miliarderzy ofiarujący pieniądze na konkretny cel chcą, by był on szczytny, a datek zapewnił im pozytywny rozgłos, uznanie społeczeństwa oraz chlubne miejsce w historii filantropii.