Pytanie o to kto jest twórcą World Wide Web czyli najpopularniejszej usługi w Internecie, mogłoby spokojnie paść w finale teleturnieju Milionerzy. Któż bowiem, oprócz prawdziwych fachowców, kojarzy nazwisko sir Tima Berners–Lee? Okazuje się jednak, że w świecie technologii cyfrowej i komputerowej sir Tim Berners–Lee jest taką samą legendą jak Bill Gates czy nieżyjący już Steven Jobs. Sir Tim Berners–Lee rzadko wypowiada się publicznie, więc jeżeli już to czyni, warto zwrócić uwagę na to co ma do powiedzenia.

Dziś już trudno wyobrazić sobie współczesny świat bez globalnej sieci Internet. Jej istnienie dało impuls i stało się warunkiem do rozwoju całkowicie dotychczas nieznanych form komunikacji, ale też zrewolucjonizowało sposób prowadzenia biznesu czy handlu. Jednym z sektorów, który najlepiej wykorzystał Internet jest sektor finansowy, a usługi bankowe stały się tak łatwo dostępne jak nigdy dotąd. Cała ta rewolucja nie byłaby jednak możliwa, gdyby zwykli ludzie nie zechcieli korzystać z zaproponowanych rozwiązań. To że tak się stało zawdzięczamy w dużej mierze temu, że podmiotom operującym w sieci udało się zdobyć zaufanie ludzi, zapewniając im przede wszystkim bezpieczeństwo i dyskrecję. Co by się jednak zdarzyło, gdyby te dwa fundamenty obopólnego zaufania zostały podważone? Czy jest możliwe, że ludzie masowo przestaliby korzystać z Internetu, a firmy bankrutować jedna po drugiej? I czy taki rozwój wypadków jest w ogóle możliwy?

Sir Tim Berners–Lee nie kreśli na razie tak czarnego scenariusza, ale komentując kilka dni temu otrzymanie nagrody Turing Award, która w świecie komputerów znaczy tyle co Oscar w branży filmowej, zapowiedział, że nie spocznie dotąd, dopóki nie doprowadzi do wycofania rozwiązań prawnych, które mają zamiar wprowadzić USA i Wielka Brytania. Zarówno Waszyngton jak i Londyn na kanwie walki z terroryzmem planują wprowadzić przepisy, na mocy których agencje rządowe otrzymają możliwość rozszyfrowywania dowolnej komunikacji w sieciach komputerowych. Zabronione ma być także korzystanie ze zbyt silnych algorytmów szyfrowania, które skutecznie utrudniają kontrolę korespondencji. Urzędnicy w obu krajach argumentują, że nie może być tak, że terroryści wykorzystują Internet do bezpiecznej i skrytej komunikacji, a walczące z nimi organa państwowe pozostają bezsilne. Nowe przepisy przewidują także, że dostawcy oprogramowania na równi z dostawcami usług sieciowych, byliby zobligowani do udostępniania urzędnikom narzędzi do monitorowania ruchu sieciowego i dostarczania danych historycznych o swoich użytkownikach.

Sir Tim Berners–Lee określił powyższe plany jako najpoważniejsze zagrożenie dla Internetu, większe od cyberprzestępczości czy cenzury. Jak powiedział cyt. „systemowe pozbawienie wszystkich użytkowników prywatności to śmiertelny cios dla globalnej sieci, a ograniczanie mechanizmów zabezpieczających i szyfrujących to zaproszenie do rozwoju przestępczości cybernetycznej na niespotykaną dotychczas skalę.”

Czy planowane zmiany w przepisach mogą rzeczywiście doprowadzić do ograniczenia popularności Internetu i stać się źródłem kłopotów dla tysięcy firm działających w sieci? Czy walka z terroryzmem usprawiedliwia takie działania władz?