Dziś (środa) Komisja Europejska oficjalnie zgłosi projekt budżetu na 2013 roku. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, przyszłoroczny budżet Unii ma być większy od tegorocznego o 6,8%. Przedstawione propozycje mają być następnie dyskutowane ze wszystkimi krajami członkowskimi UE.

Już dzisiaj jednak wiadomo, że plany Komisji Europejskiej nie spotkają się z przychylną reakcją co najmniej kilku państw. Największe znaczenie może mieć sprzeciw Wielkiej Brytanii, która konsekwentnie domaga się ograniczenia budżetu UE. Ustami swojego przedstawiciela w Brukseli brytyjskie władze postawiły sprawę jasno; „w dobie zaciskania pasa przez poszczególne rządy narodowe, Unia Europejska musi wykazać się podobną determinacją”. Unijni urzędnicy argumentują z kolei, iż wzrost budżetu jest konieczny dla wypełnienia już wcześniej przyjętych przez UE zobowiązań w zakresie finansowania różnorodnych programów np. w zakresie budowy infrastruktury czy badań naukowych.

W 2012 roku budżet UE wyniósł 129,1 miliardów euro, co w porównaniu z rokiem 2011 stanowiło wzrost o 1,9%. Największą pozycją w tegorocznym budżecie Unii (45,9%) stanowią wydatki na tzw. fundusz spójności, czyli wspomagające rozwój i tworzenie miejsc pracy w uboższych krajach Wspólnoty. Wydatki na rolnictwo i rybołówstwo pochłaniają 40,8% budżetu Unii, a na utrzymanie unijnej biurokracji przeznaczone jest 5,6% budżetu.

Niespodziewanie duża krytyka z jaką spotkały się plany powiększenia budżetu UE, spowodowała pewne złagodzenie tonu wypowiedzi przedstawicieli Komisji Europejskiej. Richard Corbett − doradca prezydenta Hermana van Rompuy’a powiedział, że „obecne propozycje są tylko punktem wyjścia do dalszych negocjacji” oraz że „stało się pewną tradycją, iż początkowe propozycje budżetu są w toku negocjacji obniżane”. Ponadto stwierdził, iż „tylko 2% wszystkich wydatków budżetowych krajów członkowskich UE odbywa się poprzez budżet Unii, więc naturalnym jest, że oszczędności szuka się przede wszystkim w budżetach narodowych”.

Jakkolwiek argumenty Komisji Europejskiej brzmią racjonalnie, to jednak w dobie kryzysu każde zwiększenie budżetu UE, która postrzegana jest coraz częściej jako rozpasana biurokratyczna machina, nie przysporzy jej popularności.