Z obserwacji rosyjskich spółek wynika, że wiele z nich decyduje się na debiut na londyńskiej giełdzie. Mimo, że rządzący krajem Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew marzą o Moskwie będącej jednym ze światowych centrów finansowych, rosyjscy przedsiębiorcy na miejsce notowań swoich akcji coraz częściej wybierają Londyn.

German Pikhoy, szef Polyus Gold International– największego rosyjskiego producenta złota, uzasadnia zeszłoroczne przeniesienie się jego spółki na giełdę londyńską dążeniem do bliskości z inwestorami. Polyus Gold nie był jedyną rosyjską spółką, która w ubiegłym roku zdecydowała się na podobny krok. Według statystyk sześć spośród dziesięciu najwyższych pierwszych ofert publicznych (IPO) w 2011 roku w Londynie należało do spółek z Rosji. Łączna wartość IPO rosyjskich spółek wyniosła tam 3,7 miliarda dolarów – dla porównania w Moskwie suma IPO w 2011 roku osiągnęła wartość nieco ponad 200 milionów dolarów. Z kolei w tym roku rosyjskie spółki wchodzące na londyńską giełdę zamierzają zgarnąć prawie 5 miliardów dolarów, co zgodnie z danymi Bloomberga jest najwyższą sumą od 2007 roku.

Nic dziwnego, że jest to gorzka pigułka dla rosyjskich przywódców, którzy tworząc centrum finansowe w Moskwie zmierzali do bodaj częściowego uniezależnienia krajowej gospodarki od eksploatacji zasobów naturalnych. Mimo niedawnego połączenia dwóch niezależnych rynków akcji – MICEX (Moscow Interbank Currency Exchange) i RTS (Russian Trading System) – w jedną giełdę papierów wartościowych MICEX-RTS nie udało im się zatrzymać największych spółek na krajowych parkietach.

Przyczyn niepowodzeń Putina i Miedwiediewa można upatrywać w braku stabilności politycznej w Rosji. Co więcej rosyjski nadzór korporacyjny jest niewystarczająco rozwinięty – brak w nim odpowiednich regulacji i transparentności spółek, a wysokie ryzyko nieprawidłowości w zarządzaniu spółkami odstręcza inwestorów od transakcji na moskiewskiej giełdzie.