Na początku tygodnia pisaliśmy o tym, że Yahoo zamierza zwolnić 15% swojego personelu. Wydawać by się zatem mogło, że dobrowolne odchodzenie pracowników firma powinna potraktować jako wyręczenie w przykrych formalnościach związanych ze zwolnieniami. Problem jednak w tym, że Yahoo opuszczają nie ci, którzy powinni. Kiedy organizacja nie funkcjonuje właściwie, bardzo często ma miejsce zjawisko ucieczki najbardziej utalentowanych pracowników.

Nie inaczej dzieje się w przypadku Yahoo. Według doniesień magazynu TIME, drenaż mózgów u internetowego giganta przyjął wielkości niemal katastrofalne. W ubiegłym miesiącu New York Times poinformował, że w ciągu ostatniego roku firmę opuściła ponad jedna trzecia pracowników i to w większości tych niezwykle cennych. Marissa Mayer postanowiła więc zawalczyć o zatrzymanie najbardziej wartościowych. Jak chce tego dokonać?

Oferując możliwość szybszego czerpania profitów z opcji na akcje. Dotychczas pracownicy mogli dokonywać wypłat z tego tytułu dopiero po przepracowaniu całego roku, teraz mogą to zrobić już po miesiącu. Zmiana pozwala personelowi na szybszą reakcję w sytuacji niekorzystnego kursu akcji. Czy taka finansowa zachęta może skłonić najlepszych do pozostania w firmie, albo utalentowanych do zasilenia jej szeregów? To mocno wątpliwe biorąc pod uwagę zarówno aktualną wartość akcji, jak i ostatnie decyzje dotyczące przyszłości organizacji.

W czwartek informację o opuszczeniu Yahoo przekazał Arjun Sethi pełniący funkcję Senior Director of Product Management, Growth and Emerging Products. Jego kariera u internetowego giganta rozpoczęła się w 2014 roku, kiedy to sprzedał jemu swój start up MessageMe i dołączył do zespołu firmy zarządzanej przez Mayer. Był jednym z młodych, utalentowanych inżynierów, którzy w tym czasie zasilili kapitał intelektualny Yahoo. A według Wall Street Journal kolejnym, który zdecydował się odejść.

Marissa Mayer, uważana niegdyś za niezwykle obiecującą kobietę biznesu, zmaga się obecnie z falą krytyki. Podejmowane przez nią decyzje nie podobają się ani inwestorom, ani pracownikom. Tylko 34% tych drugich z optymizmem wypowiada się o przyszłości firmy. O tym, że personel nie darzy Mayer sympatią świadczy również nadana jej ksywka „Evita”, po charyzmatycznej żonie argentyńskiego dyktatora Evie Peron.