Wyobraź sobie, że jesteś w kawiarni i czekasz w kolejce, by zamówić kawę. Nagle osoba stojąca przed Tobą oświadcza, że stawia kawę Tobie i… 499 innym osobom. Taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko, choć w Kanadzie częściej niż gdziekolwiek indziej. Dlaczego? W ostatnim tygodniu kawowi darczyńcy pojawili się bowiem w kilku punktach Tim Hortons Inc. – popularnej kanadyjskiej sieci barów szybkiej obsługi, specjalizujących się w serwowaniu kawy i ciastek.

Niezwykłą historię opisał na portalu CNNu dziennikarz Brad Lendon. Wszystko zaczęło się w poniedziałek w restauracji sieci w Edmonton. Nieznany dwudziestolatek zamówił dla siebie podwójną kawę z pączkiem i poprosił sprzedawcę, by ten obciążył jego kartę płatniczą rachunkiem za następne 500 dużych kaw. Wywołało to lekkie zdziwienie, ale obsługa stwierdziła, że widocznie darczyńca wygrał w lotto i chciał w ten sposób podzielić się swoim szczęściem. Jak się później okazało, nie był to jedyny taki przypadek.

Od poniedziałku przynajmniej sześcioro innych klientów sieci zapłaciło za kawę dla siebie oraz kolejnych 500 osób. Zdarzenie miało miejsce w Calgary, Ottawie i Red Deer oraz jeszcze dwa razy w Edmonton. Tylko w jednym przypadku darczyńca ujawnił się. Była to Monica Kavanaugh, która kupiła 800 filiżanek kawy w restauracji Tim Hortons w szpitalu Royal Alexandra w Edmonton. Chciała w ten sposób podziękować załodze szpitala za opiekę nad jej chorym ojcem.

Media próbują ustalić, czy jeden anonimowy darczyńca pociągnął za sobą kilku naśladowców, czy też jest to sprytnie przemyślany chwyt marketingowy. Sieć Tim Hortons twierdzi, że nie ma nic wspólnego z całą akcją. Bez wątpienia czerpie z niej jednak korzyści. Dzięki temu, że „dobrzy samarytanie” dokonują zakupów tylko w kawiarniach sieci, zyskała ona darmową reklamę oraz rozgłos. W wydanym oświadczeniu firma podkreśliła, iż jest dumna, że jej klienci są zdolni do tak dobrych czynów.

Przykład kawowych dobroczyńców pokazuje, jak stosunkowo niewielkim kosztem można zyskać duży rozgłos. Choć wszystko wskazuje na to, iż w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z zaplanowaną przez firmę akcją, takie historie powinny stać się źródłem inspiracji dla przedsiębiorstw, które nie dysponują dużymi funduszami na reklamę, a chciałyby stać się bardziej rozpoznawalne. W dobie mediów społecznościowych opowieści podobne do tej, rozprzestrzeniają się bowiem w bardzo szybkim tempie.