Podczas czwartkowego spotkania w Toledo prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama dał dowód swojej stanowczości wobec Chińczyków – do Światowej Organizacji Handlu (ang. Word Trade Organization, WTO) wpłynął wniosek przeciwko chińskim cłom nakładanym na amerykańskie samochody.

To już siódma sprawa, którą Amerykanie wnieśli przeciw Chinom w trakcie trwania prezydentury Obamy i jest ona sygnałem, że obecny prezydent Stanów Zjednoczonych nie jest – jak zarzucają mu Republikanie – zbyt łagodny wobec azjatyckiej potęgi. Zarówno czas jak i miejsce oświadczenia nie były przypadkowe – kampania wyborcza już trwa a Toledo jest centrum produkcji amerykańskiego Jeepa Wranglera firmy Chrysler, która jest żywo zainteresowana eksportem do Chin.

Amerykanie skarżą się, że ustalone przez Chińczyków cło na poziomie ponad 30% jest zbyt wysokie i uderza w amerykańskich producentów samochodów. Chiński rynek motoryzacyjny jest jednym z najszybciej rozwijających się na świecie, a amerykańskie przedsiębiorstwa zarabiają na nim ponad 3 miliardy dolarów. W grudniu 2011 roku Pekin zadecydował o wprowadzeniu wyższych opłat na pojazdy zza Oceanu Spokojnego, oskarżając Stany Zjednoczone o dumping. Dumping polega na sprzedaży towarów za granicę taniej niż są one oferowane na rynku krajowym lub po cenach niższych niż koszt wytworzenia. Chińczycy uznali, że ceny oferowane przez amerykanów na azjatyckim rynku nie odpowiadają cenom światowym.

Wcześniejsze sprawy dotyczyły między innymi nieuczciwego subsydiowania przez Chiny krajowych przedsiębiorstw zajmujących się turbinami wiatrowymi oraz opłat antydumpingowych, które uderzały w pensylwańskich producentów stali. Czy to wystarczy by wyborcy uwierzyli w stanowczość Obamy wobec Chin? Zadanie nie jest łatwe zwłaszcza, że kandydat Republikanów, Mitt Romney, używa argumentów dużego kalibru nazywając Chińczyków „manipulatorami walutowymi”.