W najbliższą środę władze Wenezueli obniżą aż o 32% wartość narodowej waluty w stosunku do dolara amerykańskiego. W praktyce oznacza to, że za jednego dolara wartego do tej pory 4,3 boliwara teraz trzeba będzie zapłacić 6,3 boliwara. To już piąta dewaluacja wenezuelskiej waluty, odkąd w 2003 roku administracja Hugo Chaveza wzięła pod kontrolę kursy walut. Ostatnia miała miejsce w 2010 roku.

Dewaluacja ma na celu przede wszystkim pobudzenie gospodarki – tak swoją decyzję uzasadnia rząd. Władze oczekują również, iż zmniejszy się deficyt budżetowy szacowany w ubiegłym roku między 7 a 15% PKB. Wzrosną bowiem „na papierze” zyski ze sprzedaży ropy naftowej, której eksport liczony jest w amerykańskiej walucie.

Decyzja o dewaluacji nie jest niespodzianką. Eksperci długo rozważali, czy narodowa waluta nie jest wyceniana zbyt wysoko. Zaostrzone kontrole, mające na celu zapobieganie wyciekaniu waluty z kraju doprowadziły do tego, że w Wenezueli dolary są trudne do zdobycia. W efekcie kwitnie czarny rynek, na którym są one sprzedawane za czterokrotną wartość oficjalnego kursu.

Posunięcie wenezuelskiego rządu ostro skrytykowała opozycja. Również część ekspertów uważa, że dewaluacja to cios dla krajowej gospodarki. Były minister finansów Ali Rodriguez przyznał, że spowoduje to wzrost inflacji o 2-3%, podczas gdy wielu ekonomistów spodziewa się jeszcze wyższego wyniku. Wobec nowego kursu boliwara spada import, zwłaszcza samochodów, komputerów, urządzeń elektronicznych, telekomunikacyjnych, alkoholu i tytoniu.

Zysk dla rządu oznacza również straty dla obywateli. Dopóki władze nie ogłoszą zwiększenia płacy minimalnej, ich siła nabywcza spadnie. Równocześnie spodziewany jest wzrost cen importowanych towarów. Wenezuelczycy szturmem ruszyli do sklepów, gdzie wykupują głównie produkty elektroniczne.