Kiedy po raz pierwszy szersza publiczność usłyszała o Uberze, wydawało się, że na rynku usług taksówkarskich doszło do prawdziwej rewolucji. Firma dzięki gigantycznej reklamie i nowatorskiemu podejściu do świadczenia usług przewozowych w ciągu zaledwie kilku miesięcy stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek. Za tym idealnym wizerunkiem kryła się jednak mniej kolorowa rzeczywistość, a jej fragment odsłoniło dochodzenie prowadzone w USA.

Amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) zajęła się Uberem po tym jak wystąpili do niej z pozwem kierowcy pracujący na rzecz firmy. Okazało się, że w reklamach zamieszczanych przez Ubera, m.in. na popularnym portalu Craiglist, przyszli kierowcy kuszeni byli perspektywą zarobków, która nijak miała się do rzeczywistości. Przykładowo, Uber kusił kierowców z Bostonu zarobkami rzędu 25 dolarów za godzinę, gdy w rzeczywistości mniej niż 10% taksówkarzy jest w stanie osiągnąć taki poziom wynagrodzenia. Na stronie Ubera można było znaleźć informacje, że kierowcy w Nowy Jorku mogą zarobić 90 tysięcy dolarów rocznie, a w San Francisco 75 tysięcy dolarów. W rzeczywistości zarobki w tych miastach kształtują się odpowiednio na poziomie 29 i 21 tysięcy dolarów rocznie. Na stronie FTC opublikowano w sumie listę 18 amerykańskich miast, gdzie dane publikowane przez Ubera dotyczące potencjalnych zarobków drastycznie odbiegały od rzeczywistości. Konkludując swoje dochodzenie, FTC zobowiązała Ubera do wypłaty dla wprowadzonych w błąd kierowców kwoty w wysokości 20 milionów dolarów.

W specjalnym oświadczeniu szefostwo Ubera wyraziło cyt. „zadowolenie z osiągnięcia porozumienia z FTC”, choć cyt. „nie oznacza to przyznania się do jakiejkolwiek celowej działalności niezgodnej z prawem”. Uber zobowiązał się do rewizji swojej polityki reklamowej i bardziej starannego dobierania formy przekazu dla potencjalnych pracowników. Zadowolenie Ubera może być jednak przedwczesne. Zachęceni korzystnym dla siebie rozstrzygnięciem, kierowcy pracujący dla Ubera monitują FTC, aby przyjrzała się innym praktykom firmy. Chodzi tutaj przede wszystkim o koszty utrzymania floty pojazdów, które Uber przerzuca na swoich pracowników. Zasada działania Ubera opiera się bowiem na podpisywaniu z kierowcami umów, tak jakby byli oni niezależnymi podmiotami gospodarczymi, a nie etatowymi pracownikami firmy. W takim modelu, kierowca jest pozbawiony niemalże wszystkich praw pracowniczych, a firma może praktycznie dowolnie regulować wzajemne zobowiązania z pracownikami, zwykle ze szkodą dla tych drugich. Jeżeli FTC podzieli skargi kierowców Ubera, może się okazać, że obecne kłopoty firmy będą jedynie początkiem złej passy.