Jeszcze niedawno samochody z napędem elektrycznym stanowiły techniczną ciekawostkę. Dziś, nikogo już nie dziwią seryjnie produkowane modele, które znajdują coraz więcej nabywców. Czy taka sama droga czeka tzw. self–driving cars, czyli w pełni automatyczne pojazdy zdolne do samodzielnego poruszania się po drogach publicznych bez udziału kierowcy? Okazuje się, że może to nie być takie proste.

Jednym z głównych producentów pojazdów elektrycznych zaangażowanych w badania nad autonomicznymi samochodami jest koncern Tesla. Od kilku już lat przedstawiciele tej firmy snują prognozy na temat tego, kiedy na drogach pojawią się w pełni autonomiczne pojazdy. Sam fakt zaangażowania się Tesli w tego rodzaju projekty spowodował napływ pieniędzy od inwestorów, ale z biegiem czasu pojawił się problem, którym stał się brak zauważalnych postępów w budowie rozwiązań dla tego typu pojazdów. Sytuację pogarsza fakt, że ostatnie wyniki finansowe Tesli nie napawają optymizmem. Firma przyznała, że nie osiągnęła swoich celów sprzedażowych, a ubiegły kwartał był trzynastym z rzędu, gdy notowano stratę finansową.

W tym stanie rzeczy nie dziwi oświadczenie Tesli, że firma we wszystkich swoich nowych pojazdach będzie fabrycznie montować podzespoły, które stanowią elementy przyszłego systemu sterowania self–driving. Nie chodzi przy tym tylko o zestawy czujników, różnego rodzaju kamer i radarów (to było już wcześniej montowane), ale o bardziej zaawansowane moduły elektroniczne. W zeszłym roku Tesla wprowadziła do swoich pojazdów system Autopilot, który pozwala pojazdom na samodzielne wykonanie niektórych operacji np. zmiany pasa ruchu czy hamowania. Jak powiedział szef Tesli Elan Musk cyt. „system Autopilot to w rzeczywistości superkomputer na pokładzie auta, który mógłby już wykonywać wiele ze swoich funkcji, ale nadal musimy czekać na odpowiednie rozwiązania prawne”.

Z tego co wiadomo, system Autopilot będzie jak na razie wykorzystywany do zbierania jak największej ilości danych o ruchu pojazdów i różnych sytuacjach na drodze. W zamyśle Tesli ma to pomóc w zebraniu potężnej bazy wiedzy na podstawie której będzie można odpowiednio zaprogramować naprawdę w pełni autonomiczne pojazdy. Zdaniem niektórych analityków, ogłoszenie kolejnych wieści z dziedziny self–driving cars ma jednak jeszcze jeden cel. Jest to swoiste uspokojenie ze strony Tesli dla inwestorów, że jednak coś w tym temacie się dzieje. Można zaryzykować stwierdzenie, że mamy w tym przypadku do czynienia ze znaną w biznesie strategią ucieczki do przodu.