Jak donosi BBC, amerykańskie muzea boleśnie odczuły kryzys finansowy z 2008 roku, od kiedy to liczba odwiedzających wystawy systematycznie spada. Nie oznacza to jednak, że sztuka odchodzi do lamusa – muzea zaciekle walczą o środki potrzebne do przetrwania, a dzięki nowym metodom pozyskiwania funduszy, osiągają swoje cele.

Jedno z największych miast Stanów Zjednoczonych, Houston, ma nadzieję na budowę nowego kampusu sztuki, który pomieści nie tylko światowej sławy kolekcje, ale będzie również siedzibą międzynarodowej szkoły artystycznej i centrum konserwacji. Inwestycja pochłonie 350 milionów dolarów, jednak środki nie będą pochodzić z kieszeni podatników. W realizację zamiarów miasta zaangażowani są między innymi paliwowi potentaci z Teksasu, a wśród nich Rich Kinder, którego majątek jest szacowany na blisko 12 miliardów dolarów. Sytuacja z Houston ilustruje ogólną tendencję – indywidualna filantropia jest najpotężniejszym źródłem wsparcia amerykańskiej sztuki.

Według danych opublikowanych przez Association of Art Museum Directors, na które powołuje się BBC, środki, które rząd przeznacza na utrzymanie muzeów sztuki pokrywają około 6 proc. ich potrzeb. Niewielkim, bo zaledwie 4 proc. wsparciem dla sztuki są również datki korporacyjne. To dzięki indywidualnym darowiznom i aktywności celowych fundacji, muzea pozyskują około 28 proc. środków. Jako ciekawostkę warto dodać, że w 2013 roku muzea otrzymały sześć razy więcej dzieł sztuki niż same zakupiły.

Biorąc pod uwagę fakt, że w kategoriach inwestycji poczynionych przez muzea, koszt przypadający na każdego odwiedzającego wynosi średnio 53 dolary, a przeciętny przychód jedynie 8 dolarów, galerie mają niewielkie szanse na samodzielne utrzymanie. Chociaż sztuka nie jest oczkiem w głowie rządzących, w branży jest zatrudnionych 4,7 milionów pracowników. Czyż nie jest to wystarczający powód, aby muzea mogły liczyć na większe wsparcie ze strony państwa?