Jednym z fundamentalnych praw każdego człowieka jest prawo do prywatności. Szczególnego znaczenia prawo to nabiera w przypadku danych o naszym stanie zdrowia, przebytych chorobach czy nałogach. Okazuje się jednak, że nowe–coraz bardziej wszechobecne w naszym codziennym życiu–technologie, niejako na nasze własne życzenie mogą pozbawić nas nawet tej odrobiny prywatności.

Dziennikarze BBC zajęli się w ostatnich dniach kwestią funkcjonowania różnego rodzaju aplikacji i gadżetów medycznych, które w założeniu miały pomóc monitorować stan naszego zdrowia. Wystarczy w tym miejscu wspomnieć przenośne urządzenia wyprodukowane przez Google czy Samsunga, które pomagają osobom uprawiającym np. jogging w ocenie stanu ich organizmu podczas ćwiczeń. Te niewielkie urządzenia są traktowane raczej jako gadżety, ale kolejna ich generacja, która właśnie wchodzi na rynek, posiada już o wiele większą funkcjonalność. Nie tak dawno temu Microsoft wprowadził w USA do komercyjnego użytku przyrząd o nazwie The Band, który monitoruje w czasie rzeczywistym takie parametry jak ciśnienie krwi, puls, ilość spalanych kalorii, a nawet wskaźniki obrazujące zachowanie się organizmu w czasie snu. Z danych Komisji Europejskiej wynika, że na rynku dostępnych jest 97 tysięcy elektronicznych aplikacji medycznych, z których część posiada tę funkcjonalność, iż rejestrowane parametry przesyła on–line do centrów danych znajdujących się w gestii producentów tych urządzeń. Czy może to grozić ujawnieniem intymnych danych o stanie naszego zdrowia?

W kontekście powyższego pytania znamienne są wydarzenia związane z francuską firmą Withings, która pięć lat temu wprowadziła na rynek elektroniczną wagę … z bezprzewodowym dostępem do Internetu. Użytkownicy urządzenia mogli dzięki danym przesyłanym do centrali firmy otrzymywać zwrotną informację w postaci np. wykresu wagi ciała w określonym przedziale czasowym. Kolejnym urządzeniem był przenośny czujnik monitorujący akcję serca, ciśnienie krwi, puls oraz sen. Choć Withings twierdzi, że dane te należą wyłącznie do ich właścicieli, to jednocześnie firma opublikowała raport z którego można dowiedzieć się m.in., w jakim mieście mieszka najwięcej otyłych ludzi, a także dane o tym ile godzin śpią obywatele USA czy Francji. Co prawda firma nadal twierdzi, że nie stanowi to w żaden sposób naruszenia prywatności użytkowników, gdyż dane te zostały zanonimizowane, ale pytania o kwestie zachowania poufności informacji pozostają ciągle aktualne.

Zwolennicy tego typu rozwiązań i nowinek technicznych odrzucają te oskarżenia, twierdząc, że każdy kto decyduje się na ich zakup czyni to świadomie. Trudno odmówić racji temu stwierdzeniu, aczkolwiek pojawiły się pierwsze informacje, które mogą dotyczyć nie całkiem dobrowolnego używania tego typu urządzeń. Otóż, amerykańska firma Fitbit oferuje swoje rozwiązania do monitorowania kondycji fizycznej … jako usługą korporacyjną. Wśród jej klientów już znalazły się takie firmy jak BP czy Time Warner. Pracownicy poszczególnych działów mogą więc rywalizować ze sobą pod względem ilości spalonych kalorii czy przebiegniętych kilometrów. Wyniki mogą być następnie prezentowane w postaci tabel zbiorczych i służyć do budowania różnego rodzaju klasyfikacji czy tabel. Zdaniem krytyków, choć teoretycznie udział pracowników w tym programie jest dobrowolny, to praktyka pokazuje, że atmosfera współzawodnictwa może prowadzić do wywierania presji na niechętnych pracownikach do wzięcia udziału w programie. Ponadto, wątpliwy jest fakt, iż pracownicy są monitorowani przez całą dobę, nawet wtedy gdy nie są w pracy.

Czy oznacza to, że jesteśmy coraz bliżej spełnienia Orwellowskiej wizji świata o totalnym nadzorze jednostki?