Żyjemy w świecie obrazów. Zwłaszcza dla młodych ludzi stanowią one podstawę komunikowania się. Nie dziwi zatem rosnąca popularność portali internetowych umożliwiających użytkownikom dzielenie się zdjęciami czy filmami. Treści te są później szeroko komentowane i udostępniane. Zaskakująca wydaje się zatem ubiegłotygodniowa decyzja Yahoo o zamknięciu czteroletniego serwisu o nazwie Yahoo Screen. Zwłaszcza że Marissa Mayer spędziła ostatnie dwa lata tłumacząc na Wall Strett, że stanowi on główny trzon realizowanej przez nią strategii.

Jak widać zmieniła zdanie. Według doniesień New York Timesa popularność Yahoo Screen wypadała blado w porównaniu z serwisem YouTube. Portal miał jednak spore grono odbiorców – według firmy badawczej comScore w listopadzie w Stanach Zjedonocznych zarejestrowanych było ok. 15 mln użytkowników. Na jego łamach można było śledzić m.in. powtórki show „Saturday Night Live”, produkowany przez firmę serial Community, udostępniane w czasie rzeczywistym koncerty z Live Nation czy rozgrywki w ramach National Football League w październiku. Ponadto Yahoo zamieszczało tam klipy związane tematycznie ze swoją działalnością, nazywane magazynami cyfrowymi (digital magazines).

Treści udostępniane przez Yahoo Screen zostały teraz rozmieszczone na innych serwisach związanych z firmą. Co z tego, skoro ich własna wyszukiwarka po wpisaniu „Saturday Night Live” odsyła do… NBC lub YouTube’a? Rzecznik Yahoo Arunav Sinha powiedział, że Yahoo zdecydowało się przenieść zawartość wideo do różnych firmowych magazynów cyfrowych. Koncerty Live Nation są więc dostępne na Yahoo Music, a serial Community na Yahoo TV. Szkopuł w tym, że trzeba się ich naszukać w mobilnej wersji Yahoo.

Baczni obserwatorzy poczynań internetowego giganta nie są jednak zdziwieni. W ostatnich miesiącach Yahoo przeznaczało bowiem mniej pieniędzy na funkcjonowanie Screen. Zdaniem analityka z Pivotal Research Briana Wiesera, podjęta decyzja odzwierciedla malejące ambicje firmy na niwie filmów wideo.  Jego zdaniem spółka będzie prawdopodobnie skupiać się raczej na tworzeniu tanich filmów dla swoich cyfrowych magazynów i sprzedaży powierzchni reklamowych na ich łamach, niż na wydawaniu milionów dolarów na produkcję lub licencjonowanie treści podobnych do tych, które oferuje telewizja. Jak przekonuje Wieser, Yahoo nie musi wcale oferować mniej klipów, może natomiast zacząć oferować ich tańsze wersje.