Lekko strawne wakacyjne kino wysokobudżetowe ma w Stanach Zjednoczonych długą historię finansowych sukcesów. Steven Spielberg przewiduje jednak odwrócenie tego trendu już w tym sezonie, a dane z kas potwierdzają jego prognozy. Dlaczego wielomilionowe produkcje przestają być żyłą złota dla Hollywood?

Kiedy ponad 20 lat temu budżet drugiej części Terminatora przekroczył 100 mln dolarów przemysł filmowy na dobre wkroczył w epokę wielomilionowych produkcji. Dziś standardem jest, że w okresie wakacji do kin wprowadzanych jest przynajmniej kilka obrazów, których koszt nakręcenia przekroczył kwotę 100 mln dolarów. Z punktu widzenia biznesowego taka strategia wielkich hollywoodzkich wytwórni miała bardzo dużo sensu – większość superprodukcji niezależnie od kosztów zwraca się kilkukrotnie, co z nawiązką rekompensuje wpadki takie jak, np. Evan Wszechmogący.

W związku z powyższym duże zdziwienie wywołał głos Stevena Spielberga (który sam ma na koncie kilka super produkcji), który miesiąc temu przewidywał, że taka strategia producentów jeszcze w tym roku może przynieść kłopoty branży filmowej. Wyniki box-office pierwszego wakacyjnego miesiąca w Stanach Zjednoczonych potwierdzają tę prognozę. Aż siedem (z planowanych wszystkich dwudziestu w sezonie letnim) super produkcji nie przyniosło w premierowy weekend wpływów kasowych przekraczający połowy budżetów, co przez specjalistów branży uznawane jest jako oznakę porażki.

Należy zaznaczyć, że wpływy kinowe to tylko część z przychodów, ale pozostałe kanały również nie wyglądają w 2013 r. zbyt obiecująco dla producentów. Wypożyczalnie DVD zostały wyparte przez serwisy streamingu internetowego, coraz mniejsze znaczenie mają duże sieci telewizyjne. Pod wpływem tych zmian ewoluuje również gust widza, który w dobie online ma łatwy dostęp do szerokiej oferty filmów oraz wysokiej jakości seriali. To zmniejsza siłę przetargową wytwórni filmowych w negocjacjach z operatorami serwisów streamingowych takich jak Netflix, czy Amazon, które nie widzą powodu, żeby dopłacać za wysokobudżetowe produkcje.

W efekcie era seryjnych superprodukcji zdaje się kończyć. Jakkolwiek wielkim wytwórniom łatwiej wyprodukować kilka drogich filmów, które przyniosą wielokrotne zyski niż inwestować w wiele mniejszy projektów – widz coraz częściej oczekuje większego wyboru. Hollywoodzkie studia zapewne szybko dostosują się do nowych wymagań.