Czy próbowaliście rozwiązać jedną z największych biznesowych tajemnic ostatniego dziesięciolecia, jaką jest stracona dekada Microsoftu? Kurt Eichenwald podjął się tego zadania w najnowszym numerze Vanity Fair. Prześledził zadziwiająco niemądre decyzje podjęte przez zarządzających firmą, które sprawiły, że historia Microsoftu świetnie nadaje się na studium przypadku dla szkół biznesu.

W oparciu o setki wywiadów i dokumentów wewnętrznych przedsiębiorstwa (w tym e-maile wymieniane przez kierownictwo najwyższego szczebla), Eichenwald prezentuje niespotykany dotychczas opis życia w Microsofcie pod rządami obecnego dyrektora generalnego Steve’a Ballmera. Rozmowy przeprowadzone przez autora ujawniły, że tym co sparaliżowało zdolność firmy do poszukiwania innowacyjnych rozwiązań jest… rankingowy system zarządzania.

W praktyce sprowadza się on do tego, że w każdej jednostce organizacyjnej Microsoftu pracowników dzieli się na: najlepszych, dobrych, przeciętnych i kiepskich. Wszystkie osoby, z którymi rozmawiał Eichenwald stwierdziły, że to właśnie wspomniany destrukcyjny system usunął z firmy niezliczoną ilość wartościowych ludzi. Jak to możliwe? Wyobraź sobie, że pracujesz w 10-osobowej grupie i niezależnie od tego, jak każdy jej przedstawiciel jest dobry, dwóch pracowników zostanie ocenionych świetnie, siedmiu przeciętnie a jeden bardzo źle. Prowadzi to do sytuacji, w której ludzie konkurują wewnątrz firmy a nie z innymi firmami. Rankingowy system zarządzania w Microsofcie ma jeszcze jedną wadę. Według byłego inżyniera firmy Briana Cody’ego, ocena pracownika w mniejszym stopniu dotyczy tego czy i jak może on poprawić swoją pracę, natomiast w większym opiera się na konieczności poprawiania bycia widzialnym na tle innych menadżerów.

Ed McCahill, który pracował w Microsofcie przez 16 lat na stanowisku kierownika marketingu nieustannie zastanawia się, jak przedsiębiorstwo mogło roztrwonić przewagę, którą zbudowało dzięki urządzeniom z Windowsem CE (system operacyjny dla urządzeń przenośnych). W swoim artykule Eichenwald ujawnia, że w 1998 roku firma dysponowała prototypem czytnika książek w formie elektronicznej gotowym do wprowadzenia na rynek. Jednak kiedy zaprezentowano go Billowi Gatesowi natychmiast uznał on, że produkt nie jest odpowiedni dla Microsoftu. Dlaczego? Gatesowi nie podobał się interfejs, ponieważ… nie przypominał Windowsa. Grupa osób pracująca nad tym, innowacyjnym jak na tamte czasy, produktem, została włączona do większej grupy zajmującej się oprogramowaniem dla Office’a. Jak widać od pracowników nie wymagano szukania kreatywnych, nowatorskich rozwiązań tylko szybkiego zarabiania pieniędzy. Oznaczało to pokrótce tyle, że nie próbowano rozwijać efektywnych z punktu widzenia konsumentów technologii, lecz skupiano się na wymyślaniu jak zarobić na tym, co zrobiono do tej pory.

Poza chęcią szybkich zysków do śmierci czytnika przyczyniło się także stereotypowe myślenie kierownictwa Microsoftu i… ekran dotykowy. Office został bowiem zaprojektowany w taki sposób, by pracować z klawiaturą a nie z palcem albo stylusem (rysikiem). Lojalność względem Windowsa i Office’a powstrzymywała menadżerów przed skokiem w rozwijające się technologie. W firmie Windows był bogiem, zatem wszystkie nowe produkty musiały być kompatybilne z Windowsem.

Inny przykład? MSN Messenger. Kiedy jeden z jego młodych konstruktorów zauważył jak studenci uaktualniają swoje statusy na AIMie (darmowy komunikator internetowy firmy AOL), oświeciło go czego brakuje produktowi Microsoftu. To były początki trendu zmierzającego w kierunku Facebooka. Ludzie potrzebowali miejsca, gdzie mogą  zamieszczać swoje myśli, gdzie mogą się zalogować o każdej porze i sprawdzić co robią ich przyjaciele. Kiedy młody inżynier powiedział swojemu szefowi, że w Messengerze brakuje możliwości zamieszczania krótkich wiadomości ten stwierdził, że nie widzi konieczności wprowadzania takich modyfikacji. Nie zmieniono zatem nic.

Byli pracownicy Microsoftu wypowiadają się w jednym tonie. Kiedyś była to firma na najwyższym poziomie, niestety zamieniła się w miejsce, w którym panuje nieurodzajna atmosfera dla kiełkujących nowatorskich pomysłów. Co ciekawe, kiedyś kierownictwo Microsoftu z politowaniem patrzyło na to co działo się z IBM. Teraz ich firma stała się tym, czym kiedyś gardzili. Za podsumowanie analizy Eichenwalda niech posłuży pewien fakt – obecnie jeden produkt Apple – iPhone – przynosi większy dochód niż wszystkie wyroby Microsoftu. Microsoft nie jest już po prostu cool.