Dla przeciętnego “zjadacza chleba” giełda papierów wartościowych to tajemnicza instytucja, która co najwyżej kojarzy się z rozgorączkowanymi mężczyznami w białych koszulach nerwowo wykrzykującymi niezrozumiałe polecenia. Taki obraz giełdy już dawno nie jest prawdziwy (przynajmniej w większości przypadków). Maklerów osobiście zawierających transakcje zastąpiły komputery, a gros zleceń kupna sprzedaży odbywa się drogą elektroniczną.

Wejście nowych technologii na światowe giełdy jest faktem. Z jednej strony umożliwiły one wygodniejszy i szybszy handel akcjami i innymi instrumentami finansowymi, czyniąc go bardziej przejrzystym i przystępnym. Z drugiej jednak strony niosą za sobą nieznane wcześniej zagrożenia…

Założona w Nowym Jorku firma brokerska Virtu złożyła właśnie wszystkie niezbędne dokumenty niezbędne do jej oficjalnego wejścia na giełdę. Nie byłoby może w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że Virtu jest pierwszą firmą z segmentu tzw. high speed trading, która będzie notowana na giełdzie. Co kryje się za tą tajemniczą nazwą?

High speed trading to określenie technologii, która pozwala na dokonywanie transakcji kupna i sprzedaży akcji w czasie liczonym w milisekundach. Jest to oczywiście zdecydowanie szybciej, niż zdolności nawet najsprawniejszego maklera. Powstały wyspecjalizowane firmy, które opracowały skomplikowane algorytmy matematyczne, na podstawie których komputer dokonuje błyskawicznych analiz rynkowych i składa odpowiednie zlecenia. Nowojorskie Virtu jest właśnie jedną z takich firm.

Ta forma działalności maklerskiej staje się coraz bardziej popularna, a dowodem na to są wyniki finansowe Virtu, która w 2013 roku zanotowała zyski w wysokości 184 milionów dolarów, co stanowi wzrost w stosunku do roku 2012 o…108%. W dokumentach złożonych do zarządu giełdy, szefostwo Virtu chwali się, że w ciągu ostatnich pięciu lat zanotowano tylko jeden dzień, w którym firma odnotowała straty. Umieszczenie tej informacji w oficjalnych dokumentach aplikacyjnych jest próbą rozwiania obaw nadzoru giełdowego o to czy tego rodzaju działalność nie jest zbyt ryzykowna. Przywołuje się tutaj zdarzenia z maja 2010 roku, gdzie błąd w oprogramowaniu używanym do high speed tradingu spowodował spadki głównych indeksów nowojorskiej giełdy o 5%. Głośny był także przypadek firmy brokerskiej Knight Capital z New Jersey, która omalże nie zbankrutowała z powodu zrealizowania 150 błędnych transakcji na nowojorskiej giełdzie. Przyczyną strat w wysokości 440 milionów dolarów był, podobnie jak w poprzednim przypadku, niewielki błąd w oprogramowaniu.

Debiutowi giełdowemu Virtu nic już nie zagrozi, niemniej jednak amerykańska Komisja Nadzoru Giełdowego już zapowiedziała prace nad uregulowaniem tego segmentu rynku.