Echa tzw. afery Dieselgate, której negatywnym bohaterem jest firma Volkswagen, trochę ostatnio przycichły. Na początku roku okazało się jednak, że w branży motoryzacyjnej najwidoczniej są również inni gracze poszukujący niespecjalnie legalnych sposobów na przejście testów emisji spalin przez produkowane przez nich auta. W minionym tygodniu władze USA oskarżyły koncern Fiat Chrysler Automobiles o podobne praktyki. Pozew w tej sprawie złożono w sądzie w Detroit w miniony wtorek.

New York Times informuje, iż stało się to kilka dni po tym, jak koncern zaproponował modyfikacje w oprogramowaniu, które miały rozwiązać problem manipulacji wynikami testów. Wybieg nie powiódł się i Fiat Chrysler będzie musiał stawić czoła zarzutom w sądzie. Jak łatwo się domyślić, producent nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw. W styczniu Environmental Protection Agency (EPA) oskarżyło firmę o zainstalowanie oprogramowania fałszującego wyniki testów emisji spalin w około 104 tys. pick-upów Dodge Ram i Jeepów Grand Cherokee z roczników 2014-2016.

Co ciekawe, amerykańskie służby uważają sprawę za mniej poważną niż Dieselgate Volkswagena. W pozwie wskazano, że oprogramowanie sterujące pracą układu wydechowego, nie zostało wbrew przepisom ujawnione przez Fiat Chrysler, co stanowi naruszenie ustawy o ochronie środowiska naturalnego. W efekcie doszło do fałszowania pomiarów zawartości tlenków azotu w spalinach. O działaniach koncernu nie mówi się już jednak w kategoriach oszustwa czy manipulacji.

Obserwatorzy rynku są zdania, że złożony pozew to nic innego jak próba przyspieszenia negocjacji w sprawie rozliczeń po tym, jak firma zaproponowała w miniony piątek zresetowanie wadliwego oprogramowania w silnikach pojazdów, których dotyczył problem. Zanim feralne modele aut będą mogły być znowu sprzedawane, EPA musi przetestować i zaakceptować nowe oprogramowanie instalowane w silnikach. A to może trwać kolejne tygodnie, a nawet miesiące. Jednak jak widać nie tylko koncernowi zależy na szybkim rozwiązaniu sprawy.