Ostatnie wydarzenia na Krymie zburzyły błogie poczucie spokoju towarzyszące wielu krajom w Europie Środkowo‒Wschodniej. Okazało się bowiem, że w obliczu zbrojnej agresji zawodzą traktaty i porozumienia międzynarodowe, a głębokie uzależnienie od rosyjskich surowców sprawia, że kraje UE nie są zdolne do wywarcia znaczącego nacisku na Rosję. W tym stanie rzeczy szczególnego znaczenia nabiera kwestia dywersyfikacji dostaw ropy naftowej i gazu do Europy. Jeszcze niedawno wydawało się to mrzonką, ale obecnie szanse na to są duże jak nigdy wcześniej.

W USA od kilku lat trwa prawdziwa rewolucja energetyczna. Odkrycie i eksploatacja potężnych złóż gazu łupkowego uczyniły z USA „uśpionego tygrysa” światowego rynku energii. USA z największego importera tego surowca przekształciły się w potencjalnego eksportera. Do wybuchu kryzysu na Krymie nikt w USA nie rozważał na poważnie możliwości sprzedaży rodzimego gazu na rynkach światowych. Gaz na rynku wewnętrznym staniał na tyle, iż Amerykanie płacą za niego 4 razy mniej (!) niż mieszkańcy Azji czy Europy. Dostęp do tak taniej energii jest zdaniem wielu ekonomistów głównym czynnikiem, który pomógł wyjść amerykańskiej gospodarce z kryzysu i który czyni ją ponownie jedną z najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata. Dość powiedzieć, że niektóre firmy, które wcześniej „uciekały” do Chin czy innych państw o niskich kosztach pracy zaczynają wracać do USA. Powodem jest oczywiście dostęp do taniej energii (ale także wzrost płac w Chinach).

Taki stan rzeczy cieszył Amerykanów, którzy utrzymując u siebie niskie ceny gazu podnosili konkurencyjność swojej gospodarki. Eksport własnego gazu ograniczyli do minimum, tak aby nie obniżyć zbytnio cen tego surowca na rynkach światowych (tańszy gaz na świecie działałby korzystnie na konkurencyjne wobec amerykańskiej gospodarki). Agresja Rosji na Krym zmieniła ten pogląd.

Pod wpływem głosów z Europy, ale także i niektórych polityków w USA, amerykańska administracja zapaliła „zielone światło” dla eksportu gazu łupkowego do Europy. Nie oznacza to jednak, że już „za chwilę” amerykański gaz popłynie w europejskich gazociągach, ale ważne jest to, że proces został uruchomiony. Według ostrożnych szacunków samo przygotowanie infrastruktury technicznej do eksportu amerykańskiego gazu łupkowego zajmie około czterech lat. Pierwszy terminal ma być gotowy na koniec 2015 roku (budowa została rozpoczęta w 2011 roku), a kolejne około 2019 roku.

Jak się szacuje, około roku 2020 amerykańskie firmy byłyby zdolne do eksportu około 35 miliardów stóp sześciennych gazu dziennie, co przy założeniu eksportu do Europy w praktyce uniezależniłoby ją od rosyjskiego gazu. Co więcej, taka podaż gazu na rynku światowym obniżyłaby jego ceny co najmniej o 30%, a w dłuższej perspektywie nawet do 50%. Dochody Rosji z eksportu tego surowca mogłyby spaść o 60%, co byłoby prawdziwą katastrofą dla Moskwy. Czy ten scenariusz jest realny przekonamy się wkrótce.