Często narzekamy w Europie na rozbudowaną biurokrację ingerującą zbyt mocno w sferę działalności gospodarczej. W szczególności dotyczy to niektórych pomysłów i rozwiązań proponowanych przez urzędników Unii Europejskiej, które rzeczywiście potrafią utrudnić życie drobnym przedsiębiorcom. Okazuje się jednak, że natura biurokracji na całym świecie jest podobna i nawet USA, które słyną z wolności gospodarczej, nie są wolne od tej przypadłości.

W całym stanie Nowy Jork funkcjonuje blisko 34 tysiące salonów piękności oferujących m. in. usługi manicure i pedicure. Na początku bieżącego roku w opiniotwórczym New York Times ukazał się artykuł, w którym z troską pochylono się nad losem pracowników tego rodzaju punktów usługowych. Wydźwięk artykułu był jednoznaczny: w salonach piękności panują szkodliwe dla zdrowia warunki, a personel pracuje ponad siły za płace poniżej wymaganego minimum. W efekcie, lokalne władze przyjęły pakiet regulacji, które w zamyśle urzędników mają pomóc rozwiązać problem. Wprowadzono obowiązek podniesienia płac personelu do poziomu płacy minimalnej, konieczność zapewnienia przez pracodawców płatnych przerw na lunch, wyposażenia personelu w środki ochrony oczu i dróg oddechowych, a także rękawiczki. Ponadto, personel wykonujący usługi manicure i pedicure musi posiadać licencję stanową. Podwyższono także kary za naruszenie obowiązujących zasad oraz ułatwiono procedurę zamykania salonów, które nie spełniają norm. Najbardziej jednak dotkliwym obowiązkiem nałożonym na tego rodzaju punkty jest konieczność zainstalowania specjalnej klimatyzacji w celu usuwania oparów środków chemicznych używanych przy zabiegach.

Jak mówi Sue Choi, emigrantka z Korei, która niedawno otworzyła niewielki salon piękności w Nowym Jorku cyt. „mój salon to mały punkt, gdzie pracuje zaledwie sześć osób. Panuje u nas rodzinna atmosfera, personel jest zadowolony, choć nie stać mnie na płacenie wygórowanych pensji. Nie wiem jednak co będzie dalej, gdyż konieczność spełnienia wszystkich nowych wymogów przekracza moje możliwości finansowe. Jestem nastawiona na uboższych klientów, a usługa manicure kosztuje u nas zaledwie 7 dolarów. Gdy będę zmuszona do zainstalowanie klimatyzacji i poniesienia innych kosztów, prawdopodobnie zrezygnuję z prowadzenia tego biznesu”. Obawy Sue Choi podziela inna właścicielka salonu piękności Candice Idehen. Jak mówi cyt. „bardzo uciążliwy jest także dla nas obowiązek wykupienia ubezpieczenia na wypadek, gdybyśmy nie mogli zapłacić naszym pracownikom. Kosztuje to od 250 do 1000 dolarów miesięcznie, co dla niewielkich punktów jest poważną kwotą.” Wspomniana kwestia wykupu ubezpieczenia ma jeszcze jeden negatywny aspekt. Kalkulacja jego kosztów zależy od wiarygodności kredytowej klienta. W przypadku Sue Choi, która wyemigrowała do USA zaledwie przed kilkoma laty, stawka ubezpieczenia będzie najwyższa, co dodatkowo obciąży budżet firmy.

Nie ulega wątpliwości, że nowe regulacje podniosą koszty działalności salonów piękności w Nowym Jorku. Będzie to miało dwojakie skutki: małe salony prawdopodobnie znikną z rynku, a duże i ekskluzywne przerzucą koszty na swoich klientów. Taki stan rzeczy spowoduje, że zabiegi upiększające staną się dobrem luksusowym w tym największym mieście USA.