Kontrowersyjny kandydat na prezydenta Donald Trump wygrał kampanię wyborczą m.in. obietnicami o sprowadzeniu do kraju miejsc pracy, które amerykańskie firmy tworzyły poza granicami Stanów Zjednoczonych. Zapowiadał również różne formy uprzykrzania życia przedsiębiorstwom produkującym w Meksyku, a sprzedającym swoje wyroby w USA. Dla przykładu koncerny motoryzacyjne były straszone nałożeniem wysokich ceł na importowane stamtąd samochody. 

Jak się jednak okazuje, nie wszyscy uginają się pod groźbami prezydenta – elekta. Według doniesień CNN Money, BMW zamierza otworzyć w Meksyku w 2019 roku nową fabrykę. Ian Robertson, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu firmy zapewnił, że plan zwiększania zdolności produkcyjnych przez budowę kolejnych zakładów, będzie kontynuowany. Jednocześnie podkreślił, że BMW nie wycofuje się z amerykańskiego rynku, gdyż w dalszym ciągu inwestuje w fabrykę w Spartanburgu, w Karolinie Południowej.

Robertson, uzasadniając plany budowy zakładu produkcyjnego w Meksyku powiedział, że ze Spartanburga, który jest obecnie największą fabryką BMW na świecie, każdego roku wyjeżdża 450 tys. nowych samochodów. Aż 70% z nich jest eksportowanych. Jednak zapotrzebowanie na auta tej marki jest większe i wymaga zwiększania wolumenu produkcji, co nie jest możliwe w Karolinie Południowej. Zakład w Meksyku ma produkować auta na rynek globalny, a zatrudnienie znajdzie w nim około 1500 osób.

W ubiegłym tygodniu Ford wycofał się z planów budowy nowej fabryki w Meksyku. Inwestycję szacowano na 1,6 mld dolarów. CEO firmy Mark Fields oświadczył, że decyzję tę podjęto niezależnie, jednak trudno nie łączyć jej z groźbami ze strony Trumpa. Prezydent – elekt we wpisie na Twitterze podziękował Fordowi i podkreślił, że „to dopiero początek” mając na myśli, że z pewnością inne koncerny pójdą jego śladem. Jednak przykłady General Motors i BMW pokazują, że nie jest to wcale takie oczywiste…