Sytuacja jakiej jesteśmy ostatnio świadkami w Szkocji nie przyszłaby do głowy nawet najbardziej kreatywnym scenarzystom filmowym. Oto bowiem jedna z największych brytyjskich organizacji ekologicznych wspiera projekt przemysłowy, którego największym oponentem jest…jeden z najbogatszych amerykańskich biznesmenów. O co więc chodzi?

Donald Trump‒amerykański multimiliarder wybudował w pobliży szkockiego Aberdeen jedno z najbardziej ekskluzywnych pól golfowych świata. Jest to w rzeczywistości ogromny kompleks rekreacyjny przeznaczony dla jego prywatnych gości, ociekający luksusem i przepychem, położony tuż nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego. Uzupełnieniem tego wspaniałego miejsca miał być hotel, o którym sam Trump mówi, że „swoim standardem wyprzedzi o kilka długości jakikolwiek hotel na Wyspach, a i w Europie trudno będzie mu znaleźć konkurencję”. Plany te jednak stanęły obecnie pod dużym znakiem zapytania. Okazało się bowiem, że konsorcjum firm energetycznych planuje wybudować potężną morską farmę wiatrową dokładnie na wysokości posiadłości Trumpa.

Plany koncernów energetycznych nie spodobały się oczywiście Trumpowi, który argumentuje, że rzędy wiatraków w morzu zniszczą piękno tej okolicy. Zagroził, że w przypadku wydania pozwolenia na tą inwestycję, on sam odstąpi od budowy hotelu, a i bardzo prawdopodobne jest, że wycofa się z inwestycji w Szkocji. Wydawało się że sojusznikiem Trumpa w tej batalii będą organizacje ekologów. Rzeczywiście, w początkowej fazie zarówno Scottish Natural Heritage jak i RSPB (Królewskie Stowarzyszenie na rzecz Ochrony Ptaków) protestowały przeciwko budowie wiatraków. Ostatnio jednak obie organizacje wycofały się z protestów. Jak twierdzą ich przedstawiciele „protesty zmusiły firmy energetyczne do znaczących zmian m.in. w zakresie ilości turbin wiatrowych, co w konsekwencji pozwoli zmniejszyć ryzyko dla środowiska naturalnego do akceptowalnego poziomu”. Przedstawiciele ekologów argumentują także, że ich własne badania pokazały, że farma wiatrowa nie będzie stanowić tak dużego zagrożenia jak się na początku wydawało.

Zmianę stanowiska ekologów sarkastycznie skomentował sam Trump, dając jednoznacznie do zrozumienia, że oficjalne argumenty uzasadniające tę woltę są podawane tylko na użytek opinii publicznej. Wezwał nawet do zmiany nazwy stowarzyszenia RSPB na RSKB (Królewskie Stowarzyszenie na rzecz Zabijania Ptaków).

Spór pomiędzy Trumpem a firmami energetycznymi nie został jeszcze rozstrzygnięty. Ciężkie zadanie stoi w tej sytuacji przed lokalnymi władzami, które muszą podjąć decyzję i wybrać pomiędzy farmą wiatrową a luksusowym ośrodkiem wypoczynkowym.