Taką tezę sformułował James Bessen, wykładowca z Boston University School of Law. Jego zdaniem dzięki automatyzacji rynek pracy zmieni się, jednak wbrew powszechnym obawom, na korzyść pracowników. W rozmowie z CNBC Bessen wyjaśnia swoją opinię.

Punktem wyjścia dla Bessena jest obserwacja dotycząca dynamicznego charakteru gospodarki i rynku pracy. Automatyzacja nie jest więc statyczną zmianą, ale długofalowym procesem, którego efektami będzie nie tylko redukcja kosztów wytwarzania, ale także obniżka cen i wzrost jakości produktów. Chociaż komputery mogą zastąpić ludzi w wykonywaniu określonych działań, jednak skutkiem będzie wzrost popytu na lepiej wykwalifikowanych pracowników.

Jako przykład Bessen podaje sytuację pracowników banków, których niepokoiły konsekwencje wprowadzenia bankomatów. Ludzie obawiali się znacznego zmniejszenia liczby etatów kasjerów bankowych. Tymczasem, jak przekonuje Bessenm, efekt automatyzacji wypłaty pieniędzy był odwrotny – oszczędności umożliwiły bankom otwieranie nowych placówek, gdzie konieczne było zatrudnienie osób do obsługi klientów. Co więcej, zadania wykraczały poza wypłatę środków, w związku z czym pracownicy musieli nauczyć się nowych procedur i zdobyć nową wiedzę, co spowodowało wzrost ich wynagrodzenia.

Równocześnie Bessen zaznacza, że nie w każdej branży automatyzacja przyniesie zwiększenie zarobków. Istotne jest jednak, że zainicjuje podobny proces – likwidacja stanowisk pracy związanych z wykonywaniem najprostszych zadań zmusi pracowników do podnoszenia swoich kwalifikacji i aplikowania na wyższe stanowiska. Ciekawy jest również fakt, że według Bessena, kluczem do sukcesu wcale nie będzie zdobywanie dyplomów uczelni wyższych, lecz przede wszystkim rozwijanie kompetencji interpersonalnych oraz niestandardowych i twórczych sposobów myślenia o problemach. W tej kwestii człowiek wciąż przewyższa automaty.