Niedawno linie lotnicze American Airlines ogłosiły plany zmiany zasad programu lojalnościowego. Od tej pory nagradzani będą ci, którzy kupują droższe bilety, nie zaś ci, którzy latają na dłuższe dystanse. Czy to się opłaci?

Dobrze opracowany program lojalnościowy powinien być zachętą dla klientów do dokonywania kolejnych zakupów. Szczególnie ważni są klienci z grupy docelowej i to właśnie do ich potrzeb warto dostosować zarówno sposób uzyskiwania benefitów, jak i same benefity. W przeciwnym razie może się okazać, że program lojalnościowy nie spełnia swojej funkcji, jaką jest budowanie i podtrzymywanie relacji z wybranymi klientami. Zdaje się, że do takich wniosków doszły władze Grupy American Airlines, które dwa tygodnie temu zapowiedziały, że w drugiej połowie przyszłego roku nastąpi zmiana zasad nagradzania stałych klientów.

Do tej pory znaczenie miała długość lotów, a promocyjne mile naliczano na podstawie przebytego dystansu. W praktyce oznaczało to, że najwięcej zyskiwali pasażerowie latający na długich trasach, którym udało się kupić tanie bilety. Od połowy 2016 roku podstawą naliczania promocyjnych mil będzie wartość zakupionych biletów. Za każdego dolara wydanego na zakup biletu, pasażerowie otrzymają pięć promocyjnych mil. Dzięki temu zyskają pasażerowie klasy biznesowej, a uzyskanie przywilejów będzie trudniejsze. Równocześnie obniżona zostanie liczba promocyjnych mil potrzebnych do otrzymania biletów na loty do Ameryki Południowej. Z kolei uzyskanie biletów na przeloty do Azji i Europy będzie wymagało zgromadzenia większej liczby promocyjnych mil.

Zapowiadany krok został zainicjowany fuzją z 2013 roku i koniecznością połączenia platformy rezerwacyjnej oraz programu lojalnościowego z liniami US Airways. Udziałowcy długo czekali na ten ruch ze strony American Airlines, wierząc, że poprawi on efektywność programu lojalnościowego i choć wartość akcji spółki spadła, zdaniem analityków jest to efekt listopadowych zamachów w Paryżu, a nie dezaprobaty inwestorów.