Kilka miesięcy temu pisaliśmy w tym miejscu o planach brytyjskiego giganta Tesco dotyczących wycofania się z rynku amerykańskiego. Właśnie pojawiły się nowe informacje, które dają niejako odpowiedź na pytanie o to co było powodem tamtej decyzji i w jakiej kondycji finansowej znajduje się Tesco obecnie. Bez zbędnego owijania w bawełnę można powiedzieć, że są to bardzo złe informacje.

Obraz tego jak zły był to rok dla Tesco oddaje w pełni pierwsza z brzegu informacja−po raz pierwszy od 20−stu lat zysk firmy (liczony w ujęciu rocznym) spadł. Przychód całej sieci Tesco (bez kosztów jego osiągnięcia) wyniósł 1,96 miliarda funtów, co stanowi zaledwie 51% (!) przychodu z roku ubiegłego. Jeszcze bardziej szokujące dane dotyczą dochodu (już po uwzględnieniu kosztów), który wyniósł zaledwie 120 milionów funtów. To oznacza spadek aż o 96% w stosunku do roku 2011. Przemożny wpływ na tak kiepskie wyniki sieci miały koszty poniesione w USA, gdzie brytyjska firma próbowała wejść na rynek poprzez zakup blisko 200 sklepów sieci Fresh&Easy. Cały projekt okazał się niewypałem, a amerykańska odnoga Tesco nigdy nie przyniosła zysków. Decyzja o porzuceniu amerykańskiego rynku została podjęta zdaniem niektórych analityków zbyt późno, co już wygenerowało koszty rzędu 1,2 miliarda funtów. Właśnie ta strata zaważyła na fatalnym wyniku finansowym całej grupy w ubiegłym roku.

Nowy szef Tesco Philip Clarke stara się uspokoić nastroje. W oświadczeniu, które towarzyszyło opublikowaniu wyników finansowych podkreślił, że cyt. „nienajlepsze wyniki za rok ubiegły są nieuniknioną konsekwencją radykalnych decyzji podjętych w ubiegłym roku, a mających na celu optymalizację zarządzania i przestawienie firmy na nowe tory”. Częścią procesu „przestawiania na nowe tory” jest nie tylko porzucenie rynku w USA, ale także całkowite wycofanie się z Japonii i głęboka restrukturyzacja sieci sprzedaży w Chinach. Strategia nowego szefostwa firmy zakłada także „wielokanałowość” działania. Jak wyjaśnił Philip Clarke chodzi o to, że Tesco niekoniecznie musi działać tak jak to do tej pory się przyjęło, czyli mówiąc w skrócie budować wielkopowierzchniowe markety na peryferiach miast. Zdaniem Clarke’a, w wielu miejscach należy skupić się na handlu w mniejszych powierzchniowo sklepach, ale za to usytuowanych bliżej centrów miast czy też miejsc gdzie pojawia się duża liczba ludzi. Trzecim kanałem oprócz wielko− i małopowierzchniowych sklepów ma być Internet. Już teraz internetowe oddział Tesco specjalizujący się w sprzedaży asortymentu spożywczego jest najbardziej dynamicznie rozwijającym się segmentem firmy.

Nie ulega wątpliwości, że Tesco, które jest trzecią największą w skali globalnej siecią hipermarketów, znalazło się na jednym z najpoważniejszych zakrętów w swojej historii. Obecny rok, a ściślej mówiąc, wyniki finansowe osiągnięte przez firmę w trakcie jego trwania, okażą się papierkiem lakmusowym kondycji brytyjskiego giganta.