Sydney Morning Herald opublikował dziś wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie Money, na temat sposobu w jaki Australijczycy gospodarują swoimi kartami kredytowymi. Chociaż analizy dotyczą odległego nam kraju, zdaje się, że obserwacje i wnioski powinny być nam bardzo bliskie.

4,3 miliarda dolarów rocznie to kwota, którą Australijczycy tracą z powodu nieprzywiązywania wagi do wysokości opłat i odsetek, jakie przychodzi im płacić korzystając z kart kredytowych. Podczas gdy od 2011 roku oprocentowanie obniżano dwanaście razy, opłaty rosły, a banki obniżały kwotę minimalnej spłaty, utrudniając tym samym uwolnienie się od zadłużenia, klienci pozostawali albo prawdziwie wierni albo zbyt leniwi, by zmienić swoje karty. Blisko dwie trzecie ankietowanych deklaruje, że są zadowoleni z warunków, jakie oferuje im operator karty kredytowej.

Nic więc dziwnego, że 77 proc. użytkowników nie zdecydowało się na zmianę karty kredytowej w przeciągu ubiegłych pięciu lat. 17 proc. respondentów uważa, że podobna zmiana byłaby zbyt kłopotliwa, podczas gdy 12 proc. badanych jest przekonana, że wszystkie karty kredytowe są takie same. Równocześnie analizy sugerują, że banki doskonalą swoją ofertę, obniżając odsetki, wydłużając okres bezodsetkowy albo anulując opłatę roczną. Jednak warunki te są dostępne wyłącznie dla nowych klientów. Tymczasem w ciągu minionych pięciu lat tylko 5 proc. respondentów dwukrotnie zdecydowało się na zmianę karty kredytowej, a zaledwie 1 proc. ankietowanych dokonało tego pięciokrotnie.

Wnioski nasuwają się same. Celem nie powinno być kolekcjonowanie kart kredytowych, lecz poszukiwanie banków oferujących coraz to lepsze warunki. Na pewno wymaga to czasu i zaangażowania, a przede wszystkim pokonania siły przyzwyczajeń. Warto jednak pamiętać o wynikach australijskich badań, które przekonują, że wysiłek zostanie nagrodzony sporymi oszczędnościami.