Nudne spotkania są nieodłącznym elementem korporacyjnej rzeczywistości. Obecność jest zwykle obowiązkowa, a większość uczestników nie kryje braku zaangażowania. To błąd! Lucy Kellaway, dziennikarka Financial Times, nieco z przymrużeniem oka przekonuje, że dbanie o to, jakie wrażenie wywieramy słuchając podczas spotkań jest równie ważne co kreowanie własnego wizerunku w czasie wystąpień.

Przeciętny menedżer spędza około czterech godzin dziennie na różnego rodzaju spotkaniach, na których głównie występuje w roli słuchacza. Ponieważ zwykle to na mówcach skoncentrowana jest uwaga uczestników zebrania, dbają oni o swój wyraz twarzy, mowę ciała i ogólnie o wrażenie, jakie wywierają na odbiorcach. Z kolei słuchacze rzadko kiedy zastanawiają się, że milcząc również powinni zatroszczyć się o swój wizerunek. Tymczasem z powszechnej obserwacji, na którą powołuje się Kellaway, wynika, że najczęściej na twarzach słuchaczy maluje się znudzenie. Niedbała postawa daje wrażenie błazeństwa, a leniwie opadające powieki postarzają.

Wystarczy jednak kilka gestów, które poprawiają wizerunek nawet najbardziej znudzonego słuchacza. Jednym z nich jest potakiwanie. Kellaway sugeruje, że im bardziej skomplikowany materiał jest omawiany, tym lepszy efekt można osiągnąć umiarkowanie potakując, ponieważ osoba potakująca jest postrzegana jako mądrzejsza. Równocześnie nie należy nadużywać uśmiechu. O ile nie jest on adekwatną odpowiedzią na żart, może być źle odbierany przez współsłuchaczy jako przejaw braku powagi czy nawet lizusostwa. Wreszcie trzeba pamiętać o marszczeniu brwi, które jest dowodem głębokiego zamyślenia.

Zdaniem Kellaway podczas spotkań warto włożyć trochę wysiłku w opanowanie wszechogarniającego znudzenia i nadać swojej twarzy wyraz zaintrygowania pomieszanego ze sceptycyzmem. Wówczas wrażenie wywierane na innych jest znacznie bardziej pozytywne, a dodatkowo praca nad mową ciała jest… doskonałym sposobem na zabicie czasu.