Niepokojące informacje napłynęły właśnie z Japonii. Zweryfikowane dane o wzroście gospodarczym coraz wyraźniej pokazują, że trzecia największa gospodarka świata wpada w spiralę recesji.

W trzecim kwartale br. japońska gospodarka skurczyła się o 0,9%. Dane za drugi kwartał wskazujące początkowo symboliczny wzrost o 0,1% zostały skorygowane w dół i wskaźnik zamknął się ostatecznie wynikiem 0,03% po ujemnej stronie. Ujemny wzrost gospodarczy dwa kwartały z rzędu oznacza z technicznego punktu widzenia, że japońska gospodarka jest w recesji.

Głównymi przyczynami obecnych kłopotów gospodarczych Kraju Kwitnącej Wiśni jest załamanie eksportu spowodowane przede wszystkim silnym jenem, ale także „zamrożeniem” wymiany handlowej z głównym partnerem handlowym‒Chinami. To ostatnie spowodowane zostało sporem dyplomatycznym wokół niezamieszkałych wysepek Senkaku leżących w połowie drogi między Japonią i Chinami.

Pomimo takich a nie innych danych wskazujących na recesję, japoński rząd zaleca „ostrożność w wyciąganiu pochopnych wniosków”. Komunikaty te nie uspokajają jednak finansistów, którzy mówią wprost, że recesja jest faktem.

Obecny rok był dla Japonii czasem w którym gospodarka próbowała podnieść się po katastrofalnym trzęsieniu ziemi i tsunami z 2011 roku. Wysiłki te zostały w dużej mierze storpedowane przez szereg niekorzystnych czynników. Załamanie popytu na rynkach głównych odbiorców japońskich towarów (szczególnie USA i Europa) uderzyło w eksport‒główne koło zamachowe japońskiej gospodarki. Wspomniane wyżej kłopoty w relacjach z Chinami tylko pogłębiły problem. Jakby tego było mało, kryzys w strefie euro i słabsza koniunktura w USA spowodowały ucieczkę kapitału w stronę bezpieczniejszych aktywów. Takim aktywem jest japoński jen, który w wyniku tego procesu znacznie się umocnił. To z kolei uderzyło w konkurencyjność japońskiego eksportu.

W obliczu powyższych kłopotów władze w Tokio podjęły decyzję o uruchomieniu pakietu stymulującego gospodarkę. 880 miliardów jenów zostanie przeznaczonych na tworzenie nowych miejsc pracy i wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw. Krytycy twierdzą, że jest to tylko „pusty gest” rządzących obliczony na uspokojenie nastrojów przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi.