Inwestowanie na giełdzie wymaga nie tylko wiedzy i zdolności przewidywania pewnych wydarzeń, ale także umiejętnego podejmowania ryzyka. Idea kształcenia tych kompetencji przyświecała jednej z amerykańskich szkół prywatnych, która zorganizowała dla swoich uczniów fundusz przeznaczony na giełdowy trening. Kapitał, którym zarządza młodzież to 100 tysięcy dolarów.

Popularne gry symulujące inwestycje giełdowe, nie wymagają żadnego nakładu ani konieczności ponoszenia kosztów, w związku z czym nie są dobrym treningiem dla przyszłych inwestorów. Uczniowie nie muszą uwzględniać ryzyka utraty kapitału, a ich jedynym zadaniem jest walka o jak największy zysk, gdyż na zakończenie zabawy zwycięzcą zostaje osoba, na której koncie znajduje się najwyższa kwota. Wspomniana wcześniej prywatna szkoła, która dysponuje funduszem 30 milionów dolarów, zdecydowała się zainteresować swoich wychowanków giełdą w nieco inny sposób.

Szesnastoletni uczniowie mają do dyspozycji 100 tysięcy dolarów, uzbieranych specjalnie na ten cel od rodziców, przyjaciół szkoły i absolwentów, które mogą dowolnie zainwestować na giełdzie. Oczywiście grupę trzydziestu młodych inwestorów wspiera doradca, ale to oni sami ostatecznie decydują o realizowanych transakcjach. Zabawa, w której młodzież ponosi realne koszty i narażona jest na utratę kapitału, ma nauczyć ją odpowiedzialności i ograniczyć gotowość do podejmowania ryzyka. Pojawiają się jednak poważne wątpliwości, czy rzeczywiście taki będzie rezultat edukacyjny.

Istnieje duża obawa, że uczniowie nie docenią wartości 100 tysięcy dolarów, na które nie musieli zapracować, a jedynie o nie poprosić. Niezbędne jest więc wykształcenie u nich właściwej oceny wartości pieniądza. Wtedy być może szkolna zabawa pomoże im przygotować się do zarządzania własnymi finansami lub pracy maklera. Wciąż jednak pozostaje zasadnicze pytanie o przydatność nowej gry – czy nie lepiej byłoby przeznaczyć tę kwotę na podstawowe potrzeby biedniejszej szkoły?