Unia Europejska i USA to od wielu już lat strategiczni partnerzy niemalże w każdej dziedzinie. W ostatnich kilku dekadach można było jednak zaobserwować stopniowe kruszenie się tego wydawało by się trwałego sojuszu. Najjaskrawiej różnice te uwidaczniały się w podejściu do gospodarki. USA tradycyjnie stawiały na liberalny model gospodarki, oparty na dużej swobodzie działalności firm. Tymczasem Europa coraz wyraźniej podążała w kierunku modelu bardziej socjalnego, z dużą ilością regulacji i obostrzeń w działalności gospodarczej.
Z czasem różnice stały się tak wielkie, że poważnie zaczęły ciążyć na bilansie wzajemnych obrotów gospodarczych. Stało się to impulsem do podjęcia rozmów mających na celu podpisanie traktatu o wolnym handlu i partnerstwie inwestycji (ang. TTIP) pomiędzy USA a UE. Rozmowy nad ostatecznym kształtem traktatu trwały dość długo i kiedy wydawało się, że porozumienie jest już blisko, komisarz UE ds. handlu Karl de Gucht postanowił o wszczęciu tzw. konsultacji nad projektem, co w praktyce oznacza zawieszenie negocjacji na co najmniej 3 miesiące. Jaki był powód tego kroku?
Otóż, obawy Komisji Europejskiej wzbudziły pewne zapisy porozumienia, które zdaniem wielu prawników dawały wielkim ponadnarodowym firmom (w domyśle: amerykańskim) zbyt szerokie prawo do składania pozwów przeciwko krajom‒członkom UE. Mogłoby do tego dojść np. w sytuacji, gdyby zainteresowana firma czy koncern uznały, że regulacje prawne wprowadzone przez poszczególne kraje naruszają ich interesy. Zdaniem urzędników Komisji Europejskiej byłby to niebezpieczny precedens, który ograniczyłby de facto suwerenność władz poszczególnych krajów. Władze wstrzymywałyby się bowiem przed wprowadzaniem pewnych regulacji np. w dziedzinie zdrowia czy ochrony środowiska z obawy przed pozwaniem ich przed amerykańskimi sądami.
Nikt w UE nie ukrywa, że swoistym „dzwonkiem alarmowym” jak może to w praktyce wyglądać była sprawa, którą amerykański koncern tytoniowy Philip Morris wytoczył władzom australijskim. Po tym, jak władze w Canberze zadecydowały, że papierosy w Australii będą sprzedawane w paczkach opakowanych w zwykły papier (a więc będą o wiele mniej atrakcyjne wizualnie), Philip Morris zaskarżył tę decyzję przed amerykańskim sądem. Podstawą prawną były regulacje zawarte w traktacie o wolnym handlu zawartym pomiędzy Australią a Hong‒Kongiem.
Oddanie pod tzw. konsultacje spornych zapisów na szczęście nie oznacza, że przyszłość całego traktatu stanęła pod znakiem zapytania. Pozostałe zapisy mogą być bowiem procedowane bez przeszkód. Obie strony doskonale wiedzą o jaką stawkę toczy się gra. Z szacunków ekonomistów wynika, że USA mogłoby zyskać na wejściu w życie porozumienia 95 miliardów euro, a UE nawet 120 miliardów euro.