Benjamin Franklin powiedział, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. O podatkach myślimy przynajmniej raz w roku, przy okazji składania deklaracji, natomiast refleksje odnośnie śmierci pojawiają się zazwyczaj w trakcie rozmów z rodziną i znajomymi. Zastanawiamy się co zostanie po nas na ziemi i jak zapamiętają nas najbliżsi. Pewien Amerykanin wpadł na nietypowy pomysł związany właśnie z tym aspektem życia, a raczej bycia obecnym po życiu. Oferta skierowana jest do wszystkich miłośników tatuaży. O co chodzi? Spieszymy z wyjaśnieniami.   

National Association for the Preservation of Skin Art (NAPSA), bo tak nazywa się oryginalna organizacja, pomaga wielbicielom tatuaży w ocalaniu od zapomnienia. Posiadacze ozdób na ciele mają teraz możliwość zostawienia ich w spadku swoim potomnym, tak by ci mogli je podziwiać nawet po śmierci właściciela. Jak to możliwe? Założyciel stowarzyszenia Charles Hamm uruchomił specjalną stronę internetową www.savemyink.com. Zarejestrowani użytkownicy, w ramach jednorazowego wpisowego w wysokości 115 dolarów oraz 60 dolarów rocznej opłaty członkowskiej, zyskują możliwość zachowania dla potomnych jednego tatuażu, wielkości „fragmentu klatki piersiowej”. Za dodatkowe 100 dolarów można podwoić ten obszar lub ocalić od zapomnienia kolejną ozdobę.

Artykuł na temat oryginalnego stowarzyszenia ukazał się na portalu CNN Money. Charles Hamm pracował jako partner w firmie KPMG. Obecnie jest współwłaścicielem Square City Tattoo. Podkreśla, że jako entuzjasta tatuaży, które bardzo często są swego rodzaju dziełami sztuki, chce pomóc w kultywowaniu oraz popularyzowaniu ich tradycji. Jego firma zatrudnia balsamistę, zajmującego się odpowiednią konserwacją tatuaży po śmierci. Jeden z klientów Hamma poprosił o zachowanie tatuażu z sercem, w które wpisane było imię jego syna. Chciał mieć pewność, że chłopak będzie zawsze wiedział, iż ojciec go kochał.

Architektka Joanne Soto zdecydowała się na zachowanie dla swoich dzieci 2 z 14 tatuaży zdobiących jej ciało. Chciałaby, aby tatuaże zostały oprawione w ramki odzwierciadlające jej osobowość i stanowiły pamiątkę dla syna i córki, kiedy nie będzie mogła być z nimi. Zdaniem Soto, działalność NAPSA to bardzo innowacyjna i postępowa inicjatywa. Ale nie wszystkie tatuaże członków Save My Ink są usuwane wraz z fragmentem skóry po ich śmierci. Hamm podaje swój własny przykład – po tym jak stracił na wadze blisko 50 kg, miał bardzo dużo nadprogramowej skóry, oczywiście pokrytej tatuażami. Poddał się więc operacji chirurgicznej redukcji skóry, a tatuaże na niej zrobione zachował na pamiątkę.

NAPSA jest dość oryginalnym stowarzyszeniem, którego działalność może wydawać się kontrowersyjna, albo co najmniej dziwna. Zyskała sobie jednak grono zagorzałych zwolenników. Przekonują oni, że tak naprawdę jest czymś więcej, niż stroną internetową, dzięki której możliwe jest zachowanie tatuażu na wieczność. Stanowi ona bowiem platformę wymiany doświadczeń dla wszystkich entuzjastów sztuki tatuowania, a także źródło nieustających inspiracji.