Jeszcze do niedawna brytyjski premier z dużą pewnością kreślił przyszłość swojego kraju twierdząc, że pozostanie w Unii Europejskiej wymaga wynegocjowania nowych, korzystnych warunków. I że Wielka Brytania poradzi sobie zarówno w, jak i poza Unią. Wydaje się jednak, iż Cameron przeliczył się w swoich negocjacyjnych obietnicach i teraz on sam musi przejąć rolę przekonującego obywateli do pozostania Wielkiej Brytanii w unijnych strukturach.

A nie jest to wcale takie proste. Wystąpienie premiera w parlamencie nie spotkało się z ciepłym przyjęciem. Cameron musiał stawić czoła nawet członkom swojej partii, którym nie podoba się wynegocjowany pakiet. Do tego jednoznacznie za wyjściem z Unii Europejskiej opowiedział się bardzo lubiany i ceniony burmistrz Londynu Boris Johnson. To jeden z najpopularniejszych polityków, z którego opinią liczy się wielu Brytyjczyków.

Według doniesień Reutersa, poparcie dla Brexitu wyrażone przez Johnsona, postrzegane jest przez obserwatorów jako znacznie podwyższające prawdopodobieństwo wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii. Jak łatwo się domyślić, niepokój wokół przyszłości politycznej i gospodarczej kraju przełożył się na wartość funta, który zanotował w miniony poniedziałek najniższy kurs w stosunku do dolara w ciągu ostatnich 11 miesięcy. Nastrojom na rynku nie sprzyja również widoczny rozłam w Partii Konserwatywnej odnośnie przyszłości Wielkiej Brytanii w Europie.

Zdaniem Johnsona, uznawanego przez wielu za ekscentrycznego, politycznego showmana, „projekt Unia Europejska grozi wymknięciem się spod demokratycznej kontroli”. Proszony o szerszy komentarz do tych słów odmówił, zasłaniając się pracami nad budżetem Londynu. Część obserwatorów uważa, że postawa Johnsona to nic innego jak zagrywka obliczona na pozyskanie szerokiego poparcia wśród członków partii dla swojej kandydatury w wyścigu po fotel lidera.

Według analiz opublikowanych przez HSBC, wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej może spowodować 15% spadek wartości funta oraz obniżyć wzrost gospodarczy. Wcześniej przed negatywnymi konsekwencjami ostrzegali finansiści i przedstawiciele branży paliwowej. Wszystko w rękach Brytyjczyków, którzy wypowiedzą się na temat Brexitu w referendum 23 czerwca. Do tego czasu David Cameron nie może chyba spać spokojnie…