Po ponad dekadzie od słynnej afery dotyczącej fałszowania sprawozdań finansowych i ukrywania długów Enronu, oskarżona w procesie amerykańska firma audytorska Arthur Andersen powraca na rynek. A wszystko za sprawą byłych partnerów spółki z San Francisco, którzy kupili prawa do owianej złą sławą nazwy i wykorzystali ją do nazwania swojej firmy Andersen Tax. Czy możliwe jest, by taki zabieg zakończył się sukcesem? Wątpi w to część obserwatorów rynku, którym znana jest trudna historia Arthura Andersena. Dlaczego?

Losy jednej z niegdyś największych firm audytorskich na świecie, przypomniano na łamach portalu BBC. Zarządzający Enronem, amerykańskim przedsiębiorstwem z branży energetycznej, dopuścili się wielu oszustw finansowych, które tuszowane były przez spółkę Arthur Andersen. W procesie sądowym firmę audytorską uznano za winną zniszczenia dokumentów finansowych. Co prawda wyrok skazujący został ostatecznie uchylony, jednak było już za późno, by udało się ją uratować. W rezultacie pracę straciło ok. 85 tys. osób. „Kreatywna księgowość” w Enronie zaowocowała stworzeniem ustawy Sarbanesa-Oxleya, która dała organom nadzoru większe możliwości kontrolowania zarówno przedsiębiorstw, jak i firm audytorskich.

W 2002 roku 23 byłych partnerów Arthura Andersena, w tym Mark Vorsatz w roli CEO, założyło firmę doradztwa podatkowego WTAS, będącą obecnie jedną z największych niezależnych organizacji tego typu w USA. WTAS zatrudnia około tysiąca pracowników i… nie świadczy usług audytorskich. Jak przekonuje dyrektor generalny, „silny międzynarodowy wzrost firmy, wymagał wspólnej tożsamości dla jej globalnej obecności”. Z tego powodu sięgnięto właśnie po nazwę Andersen, która według Vorsatza najlepiej odzwierciedla kulturę jego organizacji czyli  wartości takie jak: klient na pierwszym miejscu, najlepsze rozwiązania oraz… przejrzystość.

CEO Andersen Tax przyznał jednocześnie, że ma świadomość, iż „w wyniku afery z Enronem ucierpiało wiele osób i organizacji, ale Arthur Andersen w najlepszym wydaniu było firmą stworzoną i zarządzaną w oparciu o jakość i obiektywność”. Takie skojarzenia chce właśnie wywoływać u swoich klientów. Specjaliści porównują jednak ten nazewniczy zabieg do ochrzczenia nowo powstałego statku pasażerskiego mianem… Titanica. Która ze stron będzie mieć rację?