Wszystko wskazuje na to, że w ciągu najbliższych kilku lat przyjdzie nam stawić czoła światowemu deficytowi helu. Wieści są niepokojące – wysokie ceny tego lżejszego od powietrza gazu spowodowały już wstrzymanie sprzedaży baloników z wizerunkiem Myszki Miki w Disneylandzie w Tokio, postawiły pod znakiem zapytania przebieg amerykańskich parad podczas Święta Dziękczynienia oraz zakłóciły rozwój wielu badań naukowych.

Hel jest gazem wykorzystywanym w szeregu procesów technologicznych, a także w medycynie (głównie do schładzania magnesów w skanerach rezonansów magnetycznych). Ze względu na swoją obojętność chemiczną i niezwykle niskie temperatury wrzenia i topnienia jest wykorzystywany przez naukowców w kriogenice, spawaniu łukowym, akceleratorach wysokoenergetycznych oraz produkcji płytek krzemowych. Jak widać dostawy helu dla producentów baloników nie są zatem sprawą priorytetową.

Hel jest uzyskiwany głównie jako produkt uboczny przy wydobywaniu gazu ziemnego w niewielu fabrykach na świecie, z których część boryka się teraz z licznymi awariami i przestojami. Globalna produkcja helu spadła drastycznie w tym roku w Stanach Zjednoczonych i Algierii, czyli u dwóch największych eksporterów. Przedsiębiorstwa w Japonii, największym importerze tego gazu, zapowiedziały poszukiwania alternatywnych, ale bardziej kosztownych dostawców w Katarze, Rosji i Polsce. Nie jest to jednak optymistyczna perspektywa – USA dostarczało do tej pory cztery piąte ze 180 milionów metrów sześciennych helu zużywanego rocznie na świecie.

Niedobór wywołany jest starzeniem się amerykańskich instalacji, w tym systemu rurociągów łączących bogate w hel złoża w Amarillo i Teksasie z przetwarzającymi gaz fabrykami. Spadły także dostawy z Algierii. Hel jest tam uzyskiwany podczas skraplania gazu ziemnego, więc kiedy popyt na ten drugi obniżył się, zmniejszyła się też produkcja helu. W 2006 roku powstała nowa fabryka w Katarze, jednak do dziś pracuje ona na poziomie 50% swoich możliwości.

Wydawać by się mogło, że to dobre wieści dla Polski, która jest jednym z 6 krajów na świecie produkujących hel i jedynym w Unii Europejskiej posiadającym instalację do jego pozyskiwania. W dodatku nasze złoża gazu ziemnego zawierają aż 3% tego cennego pierwiastka (w USA jedynie 1%). Mimo to, póki nie zmieni się sytuacja na rynku paliw, nie można liczyć na poprawę sytuacji.

Ceny helu stale rosły przez ostatnich 10 lat. W Stanach Zjednoczonych zanotowano wzrost o 70% w porównaniu z rokiem 2000. Sytuacja ta, jak sądzą sami przedsiębiorcy, będzie się utrzymywać ze względu na konieczność korzystania z droższych metod ekstrakcji gazu. Już dziś japońscy importerzy mają problem z zaspokojeniem potrzeb rynku. Dwa tygodnie temu Daito Gas – dystrybutor z siedzibą w prefekturze Saitama – zablokował zamówienia na hel w związku ze wstrzymaniem dostaw. Taiyo Nippon Sanso, największy importer w kraju, deklaruje zmniejszenie swoich zapasów helu o 30% w porównaniu z czerwcem tego roku. Do czasu uruchomienia w trzecim kwartale przyszłego roku gazociągu w Wyoming, firma będzie traktować priorytetowo zamówienia dla klinik korzystających z rezonansu magnetycznego oraz fabryk produkujących półprzewodniki i kable światłowodowe.

W międzyczasie dzieci będą musiały obyć się bez balonów. W zeszłym tygodniu w tokijskim Disneylandzie po raz pierwszy w historii wstrzymano ich sprzedaż. Problem jest obecny nie tylko w Japonii – tego lata w Kanadzie sklepy z akcesoriami dla organizatorów imprez ogłosiły wzrost cen butli z helem o 300%. Ciekawe co na to temat sądzi Felix Baumgartner, który dokonał niedawno skoku ze stratosfery z 39 tysięcy metrów. Aby wznieść jego kapsułę na tę wysokość, zużyto 5 tysięcy metrów sześciennych helu! Wygląda na to, że misja Red Bull Stratos była tak dobrze przygotowana marketingowo, że nawet kryzys helowy nie był im straszny…