Wiele osób gra w totolotka z nadzieją na rekordową wygraną. Planują jaki samochód kupią, gdzie pojadą na wakacje i jak będzie wyglądała ich willa z basenem. Z drugiej strony zwykło się mówić, że pieniądze szczęścia nie dają, a ich nadmiar powoduje same problemy. Gdzie leży prawda? Jak zwykle, pośrodku. 

Czy zadaliście sobie kiedyś pytanie, ile pieniędzy potrzebujecie by być szczęśliwymi? 50.000, 600.000 a może 5.000.000 złotych/dolarów/euro? Większość z nas jest niezadowolona ze swojego stanu posiadania. To właśnie dlatego nieustannie polujemy na podwyżkę, przychodzimy z pomocą starszym krewnym (sic!) oraz kupujemy kupony-zdrapki na loterie.

Dowiedziono już dawno, że istnieje mierzalny związek między dochodem a szczęściem. Nie było zaskoczenia – ludzie żyjący w komfortowych warunkach są bardziej szczęśliwi od tych, którzy żyją w biedzie. Gdzie tkwi haczyk? Kiedy już osiągniemy wygodny poziom życia, dodatkowy dochód nie przynosi nam dodatkowej porcji szczęścia[1]. Dlaczego zatem wielu z nas pracuje ciężko by zarobić jeszcze więcej? Po pierwsze dlatego, że błędnie oceniamy relację między szczęściem i pieniędzmi – satysfakcja z życia nie wzrasta wprost proporcjonalnie do wzrostu zarobków. Dla naszego szczęścia ważniejsze od tego ile zarabiamy jest to, jak  wydajemy pieniądze.

Zazwyczaj chcemy mieć ich dużo, by móc kupować więcej rzeczy dla samych siebie – lepszy dom, szybszy samochód albo bardziej zaawansowany technologicznie telewizor. Okazuje się jednak, że tak wydane pieniądze nie przekładają się na większe szczęście. Jak dowodzą wyniki wielu przeprowadzonych w ostatnim dziesięcioleciu badań, jeśli chcesz wydawać na siebie, zamiast rzeczy (samochodów, telewizorów) kupuj doznania (wycieczki, wieczory poza domem).

Spełnianie własnych zachcianek jest powiązane z innym zjawiskiem – tzw. brakiem umiaru. A co z częściowym odmawianiem sobie przyjemności? W świetle prowadzonych badań, ludzie ograniczający uleganie kaprysom są zazwyczaj bardziej szczęśliwi niż ci, którzy nieustannie sobie folgują. Posłużmy się przykładem z czekoladą… Jej miłośników podzielono na dwie grupy. Pierwsza mogła jeść tyle czekolady ile chciała. Druga zjadała tylko kawałek i przez kolejny tydzień odmawiała sobie ulubionego przysmaku. Wydawałoby się, że szczęśliwsi byli ci pierwsi. Tymczasem po tygodniu czekolada smakowała im znacznie mniej, niż 7 dni wcześniej. Dla odmiany osoby, które powstrzymywały się przed jedzeniem słodkości w okresie między badaniami i zjadły kawałek dopiero po tygodniu, były równie zadowolone z konsumpcji. Wniosek – odmawianie sobie przez pewien czas przyjemności, może prowadzić do… wzrostu przyjemności, gdyż odnawiają się w nas uczucia towarzyszące nam w dniu, w którym próbowaliśmy danej rzeczy po raz pierwszy.

Wracając do totolotkowych milionerów, mogą oni zrobić różne rzeczy ze swoją nagrodą. Ktoś może kupić wszystko, czego sobie do tej pory odmawiał i o czym marzył. Inny ulokuje pieniądze w banku i będzie wypłacał małe kwoty na specjalne okazje. Zdarzają się również tacy zwycięzcy, którzy całość wygranej przeznaczają na cele charytatywne. Sporej części społeczeństwa bliskie jest hedonistyczne podejście osoby pierwszej, tymczasem bardziej szczęśliwi są milionerzy oszczędni lub altruistyczni. Bycie hojnym jest miłe, ale czy rzeczywiście może sprawić, że będziemy szczęśliwsi?

Badania przeprowadzone na wyjątkowej grupie indywidualistów mających problemy z dzieleniem się pokazują, że tak. Ta grupa to małe dzieci, którym dano dziecięcy ekwiwalent złota – krakersy w kształcie złotych rybek. Jak się można domyślić brzdące były wniebowzięte. Ale coś sprawiło, że stały się jeszcze bardziej szczęśliwe. Najwyższy poziom zadowolenia dzieci osiągnęły wtedy, gdy podzieliły się krakersami z nowym przyjacielem – maskotką małpką. Jaki z tego wniosek?

Do maksymalizacji szczęścia nie prowadzi maksymalizacja posiadanej liczby krakersów (albo pieniędzy). Owszem, kilka pierwszych dodatkowych łakoci czy tysięcy złotych nas zachwyci. Kolejne nie zrobią już na nas takiego wrażenia. Biorąc pod uwagę przytoczone wyniki badań, recepta na szczęście jest inna. Dawkowanie sobie przyjemności i dzielenie się tym co mamy z innymi. Jest tylko jeden problem – kto z nas nie chciałby najpierw dojść do tego stanu, w którym otrzymywanie kolejnych tysiący złotych będzie nam obojętne? ;-)


[1] Więcej informacji na ten temat znajdziecie tutaj 1, 2, 3